Andrzej Markowski nie dziwi się, że w Unii Europejskiej były ostatnio podejmowane próby ograniczenia uprawnień starszym osobom. Partia Zielonych forsowała pomysł, żeby kierowcy po 70 roku życia mieli przedłużaną ważność prawa jazdy na krótszy czas niż młodsi i musieli przy tym poddawać się badaniom lekarskim. Ostatecznie na grudniowym posiedzeniu Komisji Transportu Parlamentu Europejskiego nie przeszedł pomysł, żeby starsi kierowcy musieli częściej odnawiać uprawnienia. Uznano, że skracanie im czasu ważności prawa jazdy byłoby dyskryminacją. Mają mieć przedłużane jak każdy, co najmniej na 15 lat, a zawodowi na pięć. Jednak Partia Zielonych domaga się, żeby przy odnawianiu obowiązkowo musieli przechodzić badania. Głosowanie w tej sprawie ma się odbyć w Parlamencie Europejskim na początku 2024 r.
Tak bardzo lubię prowadzić!
– Niechby tylko ktoś spróbował mi odebrać prawo jazdy! Niech się nawet nie waży! – mówi Maria, prawniczka. Ma 71 lat i silne przywiązanie do samochodu. Tak samo silne, jak do smartfona z dostępem do X, dawniej Twittera. Wolałaby, żeby oko jej wydłubali, niż zakazali jeździć albo twittować. Rocznie swoim nissanem pokonuje 10 tys. km.
– Bezwypadkowo! – podkreśla. Jej starsza koleżanka (też prawniczka) prowadziła samochód do pierwszej stłuczki – doszło do tego na bardzo ruchliwym rondzie, więc w sumie każdemu mogłoby się zdarzyć. Miała wtedy 92 lata. – Teraz ma 96, więc już od czterech nie jeździ. Z żalem, ale zrezygnowała. Gdy będę w jej wieku, też oddam kluczyki, ale nie wcześniej – mówi Maria. Jeździ nie tylko po mieście, często wyjeżdża w dłuższe trasy. Do córki i wnuków ma 200 km. Do Warszawy, do której regularnie jeździ na spektakle, a w ostatnich latach jeździła też na protesty w obronie wolnych sądów, wolnych mediów czy praw kobiet – ponad 300. Niedawno była w sanatorium w Busku-Zdroju (ponad 400 km od domu).
– Gdy ktoś mi mówi: “może byś pojechała pociągiem”, wściekam się, bo przecież ja tak bardzo lubię prowadzić! Prowadzenie w ogóle mnie nie męczy. Poza tym jadąc pociągiem, musiałabym dźwigać bagaż, jechać dłużej, często z przesiadkami i jakoś dostać się na dworzec, a później z dworca… Nie, to nie dla mnie – mówi.
Choć przystanek autobusowy ma zaledwie 100 m od domu i przejazdy komunikacją miejską za darmo, nie korzysta. – Kilka razy nawet się przymierzałam, myślałam: spróbuję. Ale zaraz wyobrażałam sobie te męki: wlokący się autobus, w autobusie tłok, ja z torbami pełnymi zakupów… Wolę odpalić samochód – mówi Maria.
Ja muszę jeździć!
– Nie wyobrażam sobie życia bez samochodu. Gdyby mi odebrali prawo jazdy, to jakby mi odebrali pracę – mówi Andrzej, ma 72 lata, firmę projektową i bardzo dużo zleceń.
– Muszę jeździć do klientów, na budowy. Bez samochodu ani rusz – tłumaczy. Jeździ swoim nowym SUV–em BMW na starym prawku. – Mam stare, bezterminowe – mówi. Tak bardzo mu na tej bezterminowości zależało, że gdy się przeprowadzał (a w ostatnich latach trzy razy zmieniał mieszkania na większe, wygodniejsze), nie zgłaszał tego, żeby przy wydaniu nowego prawa jazdy nie wpisali mu, do kiedy będzie ważne. Ma więc na starym dokumencie stary adres.
– Przy każdej kontroli słyszę od drogówki: “adres się nie zgadza”. Mówię: “tak, tak, załatwię to”. I nie załatwiam – mówi.
Jego partnerka, Anna, która jest o 10 lat młodsza, zmieniając adres, zmieniła dokumenty i ma teraz prawo na czas określony.
– Jestem pewna, że mi nie przedłużą. Odpadnę ze względu na wzrok – przypuszcza. Jak idzie do okulisty i ten próbuje jej zbadać pole widzenia, poddaje się, bo aparat przy niej wariuje.
– Tak mi się porobiło po operacji zaćmy. Miało być lepiej, a jest gorzej. W dzień jakoś widzę, ale o zmierzchu prawie nic. I sama już sobie ponakładałam ograniczenia, nie prowadzę samochodu, gdy jest zła widoczność albo wieczór. Z przerażeniem myślę o tych, którzy przy takiej wadzie wzroku jak moja, nie mają żadnych oporów i wsiadają za kierownicę. Powinny być obowiązkowe badania i odsiewanie tych, którzy mogą stanowić zagrożenie. Gdy patrzę na tych dziadków w kapeluszach, którzy ciągną się po drodze jak ślimaki, szlag mnie trafia – mówi Anna.
– Dziadek w kapeluszu cię irytuje, a młody, który pędzi na złamanie karku, nie? – dopytuje Andrzej.
– Młody mignie przed oczami i już go nie ma, więc nawet nie zdążę się zdenerwować. A starzec wlecze się, mam go przed sobą, działa mi na nerwy – tłumaczy Anna.
Andrzej: – Chyba nie mówisz o mnie?
I zaczyna się: czy lepiej na drodze reaguje Andrzej, czy młodsza o dekadę Anna. Kto kogo częściej podwozi? Kto prowadzi, gdy jadą nad morze albo w góry? Wychodzi, że Andrzej, choć jest starszy.
– Nie znam faceta, który umiałby odpuścić. A przecież kiedyś w końcu trzeba będzie powiedzieć sobie “pas” i zrezygnować z prowadzenia. Ja jestem w stanie wyobrazić sobie ten moment – mówi Anna.
– Ja nie – mówi Andrzej.
Grupa dużego ryzyka
W ubiegłym roku w Polsce kierowcy 60+ byli sprawcami 3551 wypadków, a kierowcy z najmłodszej grupy, mający 18–24 lata, uważani za największe zagrożenie na drogach – 3059. W grupie najstarszych od lat jest wzrost wypadków – w ubiegłym roku spowodowali o 133 więcej, niż rok wcześniej. A w grupie najmłodszych w ubiegłym roku był spadek: spowodowali o niemal 600 mniej. W wypadkach, którym winni byli kierowcy z najstarszej grupy, zginęło 316 osób, a z najmłodszej 281.
Populacja młodych, w wieku 18–24 lata, to niewiele ponad 2,5 mln osób, a populacja 60+ to ponad 9,7 mln, więc gdy przekłada się liczbę wypadków na 10 tys. populacji, to w grupie najmłodszej wskaźnik wychodzi najwyższy: ponad 12. A w najstarszej najniższy: 3,64.
– To dość fałszywe, a często stosowane wyliczenie, które podtrzymuje mit, że starsi jeżdżą dużo bezpieczniej niż kierowcy jakiejkolwiek innej grupy wiekowej – mówi Andrzej Markowski. – Te wskaźniki powinno się potłuc o kant stołu. Trzeba wziąć pod uwagę liczbę przejechanych kilometrów, wtedy widać, że na drogach są dwie najgroźniejsze grupy. Pierwsza to najmłodsi, mający mniej, niż 25 lat – powodują wypadki trzy razy częściej, niż osoby między 25 a 60 rokiem życia. Druga to osoby 60+. Powodują dwa i pół raza więcej wypadków, niż kierowcy w wieku 25–60 lat – tłumaczy psycholog drogowy.
Holowany 92–latek
W ostatnim miesiącu, w miejscowości Słowik w gminie Zgierz 72–letni kierowca volkswagena z nieustalonych przyczyn zjechał na przeciwny pas ruchu i uderzył w jadącą skodę. Trafił do szpitala, razem z 74-letnią pasażerką. Wcześniej w Żukowie, w powiecie kartuskim, 70–letni kierowca, prowadząc nissana, wjechał na oznakowane przejście dla pieszych, potrącając dwoje dzieci – cztero– i sześcioletnie. W Ciotuszy Starej w Lubelskiem 80-latek kierujący oplem wpadł w poślizg, zginął na miejscu, a razem z nim jego 77-letnia żona. W Tryńczy (powiat przeworski) 70-latek na łuku drogi zjechał do rowu, dachował, nie udało się go uratować.
Wypadki z udziałem starszych kierowców są często nagłaśniane, komentowane. Tak jak ten, do którego doszło jesienią, w mazowieckim Ninkowie: 72-letni kierowca toyoty chciał pomóc 92-latkowi na inwalidzkim wózku elektrycznym, który stanął i nie mógł ruszyć, bo rozładował mu się akumulator. Młodszy wziął starszego na hol. I niestety, 92-latek wypadł z wózka, zginął na miejscu.
– Za każdym razem, gdy czytam, że starszy kierowca spowodował wypadek, oddycham z ulgą, że jednak zabrałam tacie prawo jazdy – mówi Renata, lekarka. – Ojciec miał 84 lata, a wciąż jeździł, przekonany, że robi to najlepiej ze wszystkich na świecie. Mieszkam 100 km od niego, więc nie widziałam, jak jeździ. Gdy go odwiedzałam, patrzyłam tylko, czy gdzieś nie przytarł samochodu. Nie widziałam zarysowań, wgnieceń, więc uspokajałam się, że tato daje radę. Później coś mnie tknęło, bo przestał wjeżdżać do garażu, jakby się bał, że się nie zmieści. Sprawdziłam, czy był na przeglądzie auta. Nie, nie był. Czy ma płyn w spryskiwaczu? Nie wlał, zapomniał. Mimo to wciąż przekładałam rozmowę z nim o tym, że powinien sprzedać samochód. Może ze strachu, jak zareaguje, a może z wygody. Tato mieszka sam, na wsi, do najbliższego miasteczka, do którego jest 11 km, nie ma żadnego połączenia autobusowego. To, że sam mógł pojechał do przychodni, apteki, na zakupy, było wygodą nie tylko dla niego, dla mnie też. Gdy mu w końcu zabrałam prawo jazdy, obraził się, powiedział, że mnie wydziedziczy. Minęło pół roku, a on wciąż jest w pretensjach do mnie. Mam więc obrażonego ojca i więcej obowiązków, bo teraz to ja muszę go wszędzie wozić.
Mariusz: – Ojcu skończyła się ważność prawa jazdy, upierał się, żeby przedłużyć. Tłumaczyłem: Tato, masz 82 lata, rozrusznik serca, żaden lekarz nie zgodzi się na to, żebyś dalej jeździł. Na nic tłumaczenia, jeździł z nieważnym prawem. Jak tylko zaczynałem: Przecież jak spowodujesz wypadek… Prychał: “Nie spowoduję!”. Mówiłem: “Pójdziesz siedzieć”. Odpowiadał: “Nie pójdę, za stary jestem, żeby mnie wsadzili”. Zacząłem chować kluczyki, szperał, szukał, mówił, że już nie jestem jego synem, bo przecież syn nie zrobiłby mu takiego świństwa. Przestraszył się dopiero, gdy próbując wyjechać z parkingu przy bloku, nie zauważył, że pasażerka samochodu stojącego obok otwiera drzwi. Otarł się o nie. Nikomu nic się nie stało, nie było wielkich uszkodzeń, ale był strach, że kobieta wezwie policję. Zapłacił na zgodę pół swojej emerytury i od tego dnia już nie jeździł. Wystawiliśmy jego 13-letnie seicento na sprzedaż.
– Najpierw, gdy jechaliśmy razem, zauważyłam, że ojciec nie obraca głowy, patrzy tylko przed siebie. Później przejechał skrzyżowanie na czerwonym. Byłam przerażona, tłumaczył, że pierwszy raz w życiu i nie wie, jak to się mogło stać. Jednak innym razem to samo: czerwone, a on nie hamuje. Jak tylko dojechaliśmy do domu, zabrałam mu kluczyki i prawo jazdy. Był oczywiście obrażony. To obrażenie trwało wiele tygodni. Za każdym razem, gdy odwiedzałam rodziców, on ostentacyjnie odwracał głowę, udawał, że mnie nie widzi i nie słyszy – mówi Joanna. Jej ojciec, inżynier, miał wtedy 72 lata, jeszcze pracował. Jego starsi koledzy, którym dzieci nie zabrały prawa jazdy, wciąż jeżdżą. – Jeden, 84-letni, kiedyś przyznał mi się, że jest daltonistą i od początku, jak tylko dostał prawo jazdy, kolor świateł na skrzyżowaniach rozpoznaje po tym, w jakiej kolejności się zapalają – mówi Joanna.
Coraz lepsze samochody
Osoby po 70 roku życia pokonują zazwyczaj krótkie odległości, to najczęściej dojazdy do sklepu, przychodni albo po odbiór wnuków z przedszkola czy szkoły – wynika z wiedzy, jaką na temat zachowań kierowców zebrała porównywarka rankomat.pl. – W takich przypadkach trudniej o wypadek czy kolizję niż na dalszych trasach – mówi Natalia Tokarczyk-Jarocka, ekspertka rankomat.pl do spraw ubezpieczeń komunikacyjnych. Gdy zapytano grupę 70+, kto miał w swojej historii ubezpieczeniowej choć jedną szkodę, tylko 17 proc. odpowiedziało, że się zdarzyło. 47 proc. odpowiedziało, że nie. Reszta udała, że nie było pytania.
Jeżdżą coraz bezpieczniejszymi, wygodnymi samochodami. – Nie bez znaczenia jest także intuicyjna obsługa auta. Wśród marek najczęściej ubezpieczanych w 2023 r.przez osoby po 70. roku życia były: Volkswagen, Opel, Toyota, Renault, Ford – wymienia Natalia Tokarczyk-Jarocka.
W 2023 r. tylko ośmiu na stu kierowców, mających więcej niż 70 lat, zgłosiło do ubezpieczenia samochody o pojemności silnika poniżej 1 litra. W sumie więc niewielu ignoruje prostą zasadę, że im większa pojemność, tym większa moc auta.
Mimo wszystko ubezpieczyciele traktują kierowców 70+ jako grupę wysokiego ryzyka. – W ostatecznym rozrachunku ubezpieczenie dla 70-latka jest nieco droższe niż kierowcy o 10 czy 15 lat młodszego – informuje Natalia Tokarczyk-Jarocka. W 2023 r. średnia cena polisy OC dla 60-latka wyniosła 455 zł, a kierowcy po 70 roku życia 528.
Coraz dłuższy czas reakcji
Szacuje się, że w 2030 r. w całej Europie co czwarty kierowca będzie miał więcej niż 65 lat. To wiek, w którym jest większe, niż u młodszych ryzyko wystąpienia problemów z koordynacją, podzielnością uwagi, właściwą oceną odległości. Wydłuża się czas reakcji, jest zawężenie pola widzenia. Starsi kierowcy, jak wynika z badań, próbują rekompensować braki, redukując prędkość, z jaką jeżdżą, unikając trudnych odcinków i jazdy w nocy.
– Starsi kierowcy, to grupa o silnych wpływach tak jak myśliwi. Od lat, mimo prób, nie udaje się przegłosować zmian dotyczących polowań, bo wielu polityków poluje. Tym bardziej nie uda się wprowadzić zmian dotyczących starszych kierowców, bo przecież każdy polityk to kierowca – mówi Markowski. – I zapewne każdemu wydaje się, że jest kierowcą świetnym, im starszym, tym lepszym, bo “bardziej doświadczonym”. Tymczasem – prędzej czy później – przychodzi taki moment, gdy lepiej byłoby to zweryfikować. I nie powinno chodzić o to, żeby od razu odbierać prawo jazdy, ale na przykład sformalizować nałożenie ograniczeń: jazda tylko w dzień albo tylko po ograniczonym obszarze. Nie pozbawiać mobilności, ale zmniejszyć ryzyko – dodaje psycholog drogowy.
Trzeba byłoby też poprawić infrastrukturę drogową – na Zachodzie już wprowadza się zmiany z myślą o starszych kierowcach: znaki drogowe rozmieszczane tak, żeby były lepiej widoczne, do tego informacje o ograniczeniu prędkości czy zmianie ruchu umieszczane są na asfalcie, są czytelne zasady poruszania się na rondach, inteligentne sygnalizacje na skrzyżowaniach, separacje sąsiednich pasów na jezdni.
– To dobry kierunek, tylko w wielu krajach, jak to w życiu, wciąż więcej się o tym mówi, niż robi. I jak zawsze więcej zarabia się na planowaniu zmian, niż na samych zmianach – twierdzi Markowski.
– Problem rozwiążą samochody z autonomicznym trybem jazdy. Tylko kto z nas dożyje tej chwili, gdy staną się powszechne? I ilu emerytów będzie mogło sobie na taki samochód pozwolić? – mówi Anna, która ma dopiero 62 lata, ale wadę wzroku taką, że sama nakłada sobie ograniczenia: nie jeździ o zmroku i przy słabszej widoczności. Obawia się, że jeżeli skierowaliby ją na badania, nie przeszłaby ich i pozostałoby jej już tylko marzenie o aucie autonomicznym. Samochód, którym teraz jeździ i tak już w wielu sprawach wyręcza kierującego. Ma na przykład zaawansowany system Park Asist – wystarczy znaleźć miejsce do zaparkowania, włączyć asystenta i puścić kierownicę, a sztuczna inteligencja już sobie poradzi z ustawieniem samochodu. Niestety, dojechać na miejsce, a później znów ruszyć i płynnie włączyć się do ruchu trzeba samemu.