Skąd uczelnia ma zwłoki?
– Ja w ogóle nie wiem, co oni tam mają, co oni tam robią – mówi nam jeden z wykładowców, który prowadzi zajęcia ze studentami kierunku lekarskiego, ale twierdzi, że nie był w prosektorium ani nawet w pobliżu.
Drugi się wije: – Nic nie wiem, pracuję tu od niedawna.
Trzeci: – Proszę mnie o nic nie pytać. Proszę w ogóle zapomnieć, że rozmawialiśmy.
Ćwierć miliona
Gdy próbujemy się dowiedzieć od władz uczelni, kiedy i w jaki sposób udało się pozyskać zwłoki, nie dostajemy odpowiedzi.
Choć wysyłamy pytania na wiele dni przed 5 grudnia, kiedy Tadeusz Rydzyk, założyciel uczelni i prezes Fundacji Lux Veritatis, ma na głowie CBA. Tego dnia agenci wchodzą do fundacji, przeglądają dokumenty. I choć nie interesuje ich nic, co dotyczy akademii, a tylko to, co dotyczy umowy na budowę Muzeum Pamięć i Tożsamość im. św. Jana Pawła II, to w uczelni też robi się nerwowo. Agenci pojawili się w trzech siedzibach fundacji, w tym tej toruńskiej, która ma ten sam adres, co uczelnia. I pojawili się w muzeum, które jest prowadzone przez Lux Veritatis i stoi tuż przy kampusie uczelni prowadzonej przez Lux Veritatis. Jest z nim wręcz związane łącznikiem. Umowę dotyczącą muzeum Fundacja Lux Veritatis podpisała w 2018 r. z ówczesnym ministrem kultury, który ofiarował na budowę muzeum prawie 219 mln zł pieniędzy podatników.
Kontrola NIK, jak przyznawane i rozliczane były środki na budowę, ma się skończyć w styczniu. A już 16 stycznia zacznie się wizytacja Polskiej Komisji Akredytacyjnej, która sprawdzi, jak uczelnia radzi sobie z prowadzeniem kierunku lekarskiego. Przed wizytacją uczelnia musiała przygotować samoocenę – raport dotyczący tego, jak kształci przyszłych lekarzy. Dotarliśmy do niego. Jest w nim lakoniczny opis zajęć z anatomii, ale ani słowa o tym, od kiedy ta niewielka, niepubliczna uczelnia ma prosektorium i skąd się tam wzięły preparaty z ludzkich zwłok.
Akademia Kultury Społecznej i Medialnej oferuje studia w sumie na 11 kierunkach, ale jak wynika z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, ma w tym roku tylko 417 studentów. Za rządów PiS akademię zasilały pieniądze płynące z resortów, z samego Ministerstwa Sprawiedliwości jednorazowo kilka milionów na szkolenie sędziów z komunikacji i negocjacji. Próbą ratowania finansów było też uruchomienie studiów podyplomowych, choćby z dziedzictwa myśli Jana Pawła II (za 2,1 tys. zł) czy MBA (za ponad 14 tys. zł). Dopóki nie skończyły się rządy PiS, to na MBA tutaj często zapisywali się funkcyjni z Lasów Państwowych. Mimo wszystko były to niewielkie zastrzyki gotówki w porównaniu z tymi, jakie można mieć dzięki studentom wysokopłatnego, trwającego sześć lat kierunku lekarskiego.
Pierwsze informacje o tym, że uczelnia Rydzyka stara się o zgodę na kształcenie lekarzy, pojawiły się wiosną 2023, wtedy złożyła wniosek. Choć wykształcić lekarzy to nie jest prosta sprawa – trzeba mieć dobre zaplecze naukowe, laboratoria, umowy ze szpitalami, które zgodzą się przyjąć studentów na praktyki, a przede wszystkim trzeba mieć pozytywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Rydzyk być może liczył na to, że gdy tylko uczelnia złoży wniosek, natychmiast – dzięki politycznemu poparciu – dostanie zgodę. To, że trzeba było czekać kilka miesięcy, denerwowało go. Gdy 6 września w studiu Radia Maryja gościł Jacek Sasin, będący wtedy ministrem aktywów państwowych, Rydzyk zadzwonił do studia i zaczął narzekać, że za długo czeka. „Jestem do pewnego stopnia rozczarowany” – powiedział.
18 września miał już pozytywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Pod uchwałą podpisuje się ówczesny przewodniczący PKA, nominat Przemysława Czarnka, ksiądz dr hab. Tadeusz Stanisławski, specjalista w dziedzinie prawa wyznaniowego. 19 września resort Czarnka ogłasza, że jest zgoda na uruchomienie kierunku, dzień później uczelnia zaczyna nabór. Na pierwszy rok przyjmuje 60 studentów. Początkowo bierze od każdego po 19,5 tys. zł za semestr. Od tego roku akademickiego już 21 tys., co oznacza, że przez sześć lat studiów każdy z przyszłych lekarzy zostawi tutaj ćwierć miliona złotych.
Prof. Ryszard Słomski wykłada lekarzom immunologię i genetykę. Był związany z Instytutem Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich w Poznaniu
Tak mi dopomóż Bóg
Przy naborze uczelnia oczekuje od kandydata zaświadczenia od proboszcza. Studenckie ślubowanie kończy się słowami: „tak mi dopomóż Bóg”. W październiku ubiegłego roku, na uroczystej inauguracji kierunku lekarskiego przewodniczący Samorządu Studenckiego Mateusz Hanusiak wzywa: „Postawmy całe swoje życie na Maryję. To właśnie ona wyprosi nam wszelkie łaski”.
Czy już wtedy wydział lekarski ma prosektorium, laboratoria, niezbędnych wykładowców? Jakim cudem udało się w kilkanaście dni urządzić wszystko tak, żeby studenci mogli się uczyć anatomii?
W Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, które do niedawna było jedynym miejscem w regionie kształcącym przyszłych lekarzy, już w pierwszych dniach pierwszego roku studiów zaczynają się zajęcia z budowy szkieletu. W drugim tygodniu kończyna górna – układ mięśniowy, tętnice, żyły, węzły chłonne.
Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, w uczelni założonej przez Tadeusza Rydzyka prosektorium jest dopiero od tego roku. A zanim studenci zaczną się uczyć anatomii, pielgrzymują razem z wykładowcami do Narodowego Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, by oddać się w opiekę św. Józefowi i Maryi.
W raporcie, który Akademia Kultury Społecznej i Medialnej musiała przygotować przed styczniową wizytacją Polskiej Komisji Akredytacyjnej, władze uczelni przekonują, że moc wiary katolickiej potęguje siłę rozumu oraz nadaje sens poszukiwaniu i odkrywaniu prawdy, także Prawdy Absolutnej.
Władze nie ukrywają, że w Toruniu „formuje” się przyszłych lekarzy tak, żeby pracowali później, uwzględniając zasady katolickiej nauki społecznej. Mają tu przesiąkać duchem encykliki Jana Pawła II „Evangelium Vitae” i nie mieć wątpliwości, że życie zaczyna się od poczęcia. W programie studiów są takie zajęcia, jak „Biblia w kulturze”, „profesjonalizm i duchowość w medycynie”, „socjologia medycyny i katolicka nauka społeczna”. Zajmują w sumie więcej godzin niż medycyna ratunkowa czy ginekologia i położnictwo.
Czas i pieniądze
Przyszli lekarze mają zajęcia w budynku akademii przy ulicy św. Józefa 23/35. Pod tym samym adresem są też kościół św. Józefa, klasztor redemptorystów, Telewizja Trwam, Dom Pielgrzyma i sala św. Gerarda (stypy, chrzciny, konferencje z konsumpcją).
Studenci – jak zapewniają władze uczelni – mają warunki doskonałe, „w ostatnim okresie” nastąpił „wyraźnie widoczny” rozwój bazy. Poza prosektorium, w którym mogą się uczyć na zwłokach, mają też interaktywny stół anatomiczny z goglami, dzięki którym mogą poznawać anatomię z wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości. Uczelnia zapowiada też stworzenie centrum symulacji medycznych, a w nim symulatora karetki, sali SOR, intensywnej terapii, porodowej czy bloku operacyjnego.
– Jeżeli to nie ściema, tylko realne inwestycje, to znaczy, że mieli tam ostatnio bardzo dużo wydatków – mówi nam jeden z toruńskich polityków.
Zadajemy władzom uczelni pytanie, ile już zainwestowała w uruchomienie kierunku lekarskiego, ale nie odpowiada. Nigdzie się też tym nie chwali. Choć uczelnie zazwyczaj dzielą się swoimi sukcesami.
Działająca w sąsiednim mieście Politechnika Bydgoska, która kształci przyszłych lekarzy od października tego roku, na samo urządzenie prosektorium wydała blisko 2 mln zł. A nie tworzyła go od początku, nie musiała przebudowywać podziemi uczelni, jak akademia Rydzyka, bo ma do dyspozycji Wielospecjalistyczny Szpital Miejski i jego prosektorium, które zmodernizowała. Kupiła nowoczesne urządzenia sterylizacyjne, stół sekcyjny, basen formalinowy na zwłoki, narzędzia, myjnie – chirurgiczną i ultradźwiękową. Z czasem chce zbudować większe prosektorium i poza tym też – tak jak uczelnia Rydzyka – centrum symulacji medycznych. Razem ma to kosztować około 70 mln zł.
Politechnika to duża uczelnia z bogatym zapleczem naukowym i laboratoriami, a jednak do naboru na kierunek lekarski przygotowywała się dłużej niż toruńska akademia.
– Na takie inwestycje, jak choćby prosektorium, potrzebne są nie tylko pieniądze, trzeba mieć projekt, pozwolenie na budowę, czas na wykonanie, odbiór – mówi rzecznik Politechniki Bydgoskiej, prof. Szymon Różański.
A gdy już ma się prosektorium, to jeszcze trzeba mieć zwłoki i specjalistów, którzy wiedzą, jak z tych zwłok przygotować potrzebne studentom preparaty.
– Samo przygotowanie preparatów zajmuje około trzech miesięcy – tłumaczy prof. Różański.
Politechnika Bydgoska w maju wprowadziła program donacji – to stosowany przez uczelnie medyczne sposób pozyskiwania zwłok. Są osoby, które za życia deklarują chęć przysłużenia się nauce i oddania swojego ciała po śmierci. Jeżeli uczelnia ma program donacji i ogłosi to na swojej stronie, chętni zgłaszają się, wypełniają dokumenty, wskazują osobę, która powiadomi uczelnię, gdy umrą. Wtedy uczelnia organizuje transport, odbiera ciało. Wszystkie szczegóły dotyczące przekazania zwłok „donator” za życia ustala z uczelnią, wie, jak długo jego zwłoki będą służyć studentom (na Politechnice Bydgoskiej przewidywany czas to sześć lat). Ustala też, gdzie po tym czasie jego szczątki mają być pochowane, zazwyczaj uczelnie medyczne mają wyznaczone miejsce na cmentarzu i organizują pochówek na swój koszt.
Jak to zamierza robić toruńska Akademia Kultury Społecznej i Medialnej? Nie wiadomo. Na pytanie o program donacji nie odpowiada. Na jej stronie internetowej nie ma żadnej wzmianki o zasadach pozyskiwania zwłok ani też nic o tym, co uczelnia zrobi ze zwłokami, gdy przestaną służyć nauce.
Układ zamknięty
– Po co Rydzyk tak bardzo parł do tego, żeby mieć kierunek lekarski, który przecież jest dużo trudniej prowadzić niż dziennikarstwo, prawo czy informatykę? – pytam kilku polityków z regionu, którzy z bliska śledzą posunięcia zakonnika dyrektora.
Założył uczelnię w 2001 r. i w ciągu 23 lat udało mu się zbudować wielki kampus, ale nie wielki ośrodek akademicki – w tym roku, od stycznia do grudnia, Akademia Kultury Społecznej i Medialnej wypuściła zaledwie 74 absolwentów.
Moi rozmówcy twierdzą, że Rydzyk, stawiając na medycynę, liczył na to, że w końcu zrealizuje marzenie o wielkiej uczelni. Byłaby jedyną w Toruniu z kierunkiem lekarskim. Co prawda Uniwersytet Mikołaja Kopernika ma Collegium Medicum, ale akurat ta część toruńskiej uczelni mieści się w sąsiedniej Bydgoszczy.
Za czasów PiS Rydzyk dostał też zgodę na uruchomienie studiów magisterskich z pielęgniarstwa. Teraz na pielęgniarstwie i kierunku lekarskim ma w sumie 203 osoby, to niemal połowa wszystkich studiujących w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej prowadzonej przez Lux Veritatis.
– Bardzo szybko medycyna mogłaby się stać głównym profilem tej uczelni. Gdyby nadal rządziło PiS, miałby nie tylko rosnącą grupę wysokopłatnych studentów, ale też wpływy w szpitalach – wystarczyłby partyjny nakaz, szłyby z nim na współpracę. Po zmianie władzy wszystko zaczęło mu się pruć – mówi jeden z toruńskich polityków.
Wśród placówek, z którymi uczelnia – dzięki wpływom Rydzyka – miała podpisaną umowę o współpracy, był 10. Wojskowy Szpital Kliniczny w Bydgoszczy. Zawarto ją 24 sierpnia 2023 r., niemal na miesiąc przed uzyskaniem akredytacji. Akademia Rydzyka potrzebowała tej umowy, żeby wykazać się bardzo dobrą bazą do kształcenia studentów. Z informacji, które otrzymaliśmy z resortu obrony, wynika, że podstawą do sporządzenia umowy o udostępnianiu studentom szpitalnych „jednostek organizacyjnych” był projekt, który mailowo przesłał do szpitala Mariusz Uszyński, ówczesny zastępca dyrektora Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia MON.
Zadziałał tu – jak mówi wiceminister Cezary Tomczyk – czynnik polityczny i układ zamknięty.
We wrześniu tego roku szpital wypowiedział umowę uczelni Rydzyka. Ta zapewnia, że ma długą listę chętnych do współpracy, poza hospicjami, domami opieki – szpital rehabilitacyjny, miejski, powiatowy albo na przykład Regionalny Szpital Specjalistyczny w Grudziądzu. To znana placówka, głównie z tego, że zadłużona na prawie pół miliarda. Jest jaskrawym przykładem fatalnych praktyk w systemie opieki zdrowotnej: nieregulowania płatności w terminie, kręcenia w raportach finansowych. Niedawno weszła tam Najwyższa Izba Kontroli i po tym, co zobaczyła, złożyła zawiadomienia do prokuratury.
Połowa oblała
O ile w ubiegłym roku akademickim udało się na kierunek lekarski przyjąć komplet: 60 osób, o tyle w tym roku już tylko 45. Mimo że uczelnia jeszcze we wrześniu zorganizowała rekrutację uzupełniającą. Z ankiety, którą przeprowadzono na tym kierunku, wynika, że jest odpływ kandydatów, są trudności z pozyskaniem absolwentów szkół średnich z wysokimi ocenami z egzaminów maturalnych. A część studentów równolegle podejmuje pracę zarobkową.
Prof. Bogusław Buszewski, u którego na pierwszym roku mają egzamin z chemii i biochemii, twierdzi, że w ubiegłym roku połowę oblał. Ale zaraz dodaje, że to nic nadzwyczajnego, na innych uczelniach też zawsze u niego duży odsetek odpadał. – Studenci tu są – zapewnia – tacy jak wszędzie. Na każdym roku kilku zdolnych, wielu średnich, część słabych. Chwali jedną ze studentek, matkę trojga dzieci, która postanowiła zostać lekarką i sobie radzi.
Prof. Ryszard Słomski, który wykłada immunologię i genetykę, twierdzi, że wszyscy sobie dobrze radzą. Ostatnio zadał im pracę domową: napisać rodowód. Potrafili sięgnąć sześciu pokoleń wstecz, za co profesor ich bardzo pochwalił. Profesor jest przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Genetyki i Biotechnologii Zwierząt PAN w Jastrzębcu, a dotąd był też związany z Instytutem Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich w Poznaniu, tu, na uczelni prowadzonej przez Lux Veritatis, kieruje Instytutem Nauk Medycznych. Zapewnia, że ma doskonałe przygotowanie, wiele osiągnięć, prowadził badania DNA między innymi z wykopalisk. Przekazuje mi trzy strony swoich osiągnięć (np. pełnił wartę przy trumnie księdza Popiełuszki), ale gdy pytam o konkrety związane z organizacją kształcenia przyszłych lekarzy na tej uczelni, na której pełni funkcję kierowniczą, twierdzi, że jeszcze nie zdążył się zorientować. Ale jest przekonany, że gdy zacznie się wizytacja z Polskiej Komisji Akredytacyjnej, akademia przejdzie ją bardzo dobrze.
W raporcie przygotowanym przed wizytacją uczelnia prowadzona przez Lux Veritatis opisuje samą siebie jako zajmującą „unikalną i znaczącą pozycję nie tylko na mapie szkolnictwa wyższego w Polsce, ale także w Europie i na świecie”. Zapewnia, że spełnia najwyższe standardy, rozwija kontakty „z wiodącymi ośrodkami akademickimi”, podaje, że współpracuje z uniwersytetami w Malezji i Nepalu, z Instytutem Katolickim de Kabgayi w Rwandzie. Niedawno – o czym w raporcie nie wspomina – podejmowała gości z nigeryjskiej Politechniki Najświętszej Marii Panny w Sulei. Przybyło troje wykładowców – dwóch księży i siostra zakonna, rektor ks. dr Anthony Nwafor Chijioke, zarządca politechniki bp Martin Igwemezie Uzoukwu.
Pod względem „umiędzynarodowienia” toruńska uczelnia – jak twierdzi – stoi bardzo wysoko w krajowym rankingu „Perspektyw”. Sprawdziliśmy. W ogólnej klasyfikacji uczelni niepublicznych zajmuje 28. miejsce, jest niżej niż Wyższa Szkoła Turystyki i Ekologii w Suchej Beskidzkiej.