24 listopada, stojąc pośrodku sali, historyk niemal od razu przechodzi do sedna. Komitet, którego jest członkiem – przekonuje – szukał kandydata, który może poprowadzić Rzeczpospolitą do nowych zwycięstw i odzyskania godnego miejsca w Europie. Głos obywatelski – przypomina – zawsze potrzebny był w czasach dla Polski najtrudniejszych. To z obywatelskiego ruchu na krakowskich Oleandrach rozpoczęła się epopeja, która doprowadziła do odzyskania niepodległości. To niezależni obywatele – mówi – odgrywali rolę, kiedy trzeba było bronić rządu Olszewskiego, prezydenta Lecha Kaczyńskiego czy wreszcie wspomóc Andrzeja Dudę. Na czele takich komitetów – dodaje w końcu – zawsze stawali wybitni literaci, działacze, patrioci. – Dziś nie ma ich z nami, ale jestem przekonany, że chcieliby iść dalej tą drogą, w której szukamy wciąż nowych szans dla polskiej niepodległości, wobec nowych dla niej zagrożeń – mówi i tym samym do komitetu poparcia dla Karola Nawrockiego zapisuje pośmiertnie Zbigniewa Herberta i Jarosława Marka Rymkiewicza.
Przekaz jest czytelny, to tezy bliskie polskim konserwatystom. Polska – ich zdaniem – dalej nie zajęła jeszcze należnego jej miejsca przy europejskim stole. Czas jest historyczny, a zagrożenie śmiertelne. Wybitni obywatele znowu muszą zgromadzić się, aby bronić polskiej niepodległości. Wsparcie dla Nawrockiego będzie kontynuacją długiej patriotycznej historii, której korzenie sięgną Piłsudskiego.
– Dlatego dzisiaj mam ten zaszczyt, że w imieniu obywatelskiego komitetu poparcia chciałem zgłosić kandydaturę pana doktora Karola Nawrockiego – mówi profesor, a sala wybucha wrzawą. Jest obecny prezes Jarosław Kaczyński, z pierwszych rzędów brawo biją mocno Sławomir Cenckiewicz oraz Bronisław Wildstein. O tym, że obywatelski komitet był klecony na szybko, z łapanki, spośród najwierniejszych intelektualistów bliskich partii matce, nie ma słowa. Dowodem, że czas jest historyczny, ma być sala “Sokoła” – ta sama, w której wyścig o prezydenturę zaczął w 2014 r. Andrzej Duda.
Nowak doszedł do wniosku, że PiS przegrało wcale nie dlatego, że w niepohamowanej pazerności na władzę, stołki i pieniądze przebiło każdy z poprzednich rządów, ale dlatego, że było w tym niewystarczająco skuteczne – Kataryna
Integralny konserwatysta
Ta patetyczna prezentacja trąci ironią o tyle, że dekadę temu to Nowak pojawiał się wśród kandydatów na kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Wybitny historyk i znawca Rosji, współtwórca polskiej myśli konserwatywnej, jako redaktor naczelny czasopisma “Arcana”, członek Rady Kolegium Europy Wschodniej, wydawał się kandydatem idealnym – prawicowym, patriotycznym, oddanym sprawie. Podpisy pod jego kandydaturą zaczęły nawet zbierać Akademickie Komitety Obywatelskie, pomysł w ramach prowokacji powtórzył w radiu prof. Antoni Dudek.
– To człowiek intelektualnie przygotowany do sprawowania najwyższych urzędów państwowych, a dla obecnej prawicy – optymalny. Integralny konserwatysta. To nie jest ktoś, kto był działaczem rozmaitych partii, w tym liberalnych. Miałby też sporo wart walor nowej postaci na wyjałowionej polskiej scenie politycznej. Ja kandydaturę prof. Nowaka traktuję w kategoriach prowokacji intelektualnej, bo nie wiem, co na to sam profesor – opowiadał potem Dominice Wielowieyskiej.
Dudek dodawał, że pomysł był też próbą wskazania PiS jego najsłabszych punktów. Bo w listopadzie 2014 r. największa partia opozycyjna jest jeszcze w kompletnej matni. Jarosław Kaczyński forsuje kandydaturę profesora Piotra Glińskiego, nikt nie spodziewa się, że Bronisława Komorowskiego wyrwie z przyjemnego samozadowolenia były wiceminister, europoseł, kandydat na prezydenta Krakowa Andrzej Duda.
Do krakowskiego historyka list utrzymany w romantycznej stylistyce pisze wtedy przewodniczący poznańskiego AKO, profesor Mikołajczak. Nazywa Nowaka najpoważniejszym kandydatem szeroko rozumianej polskiej prawicy, osobą przygotowaną do objęcia tej funkcji, mającą “miłość do dziejów ojczystych”. W litanii określa go najwybitniejszym współczesnym znawcą historii i współczesności Rosji, dodaje, że wybór Nowaka byłby “wspaniałym nawiązaniem do międzywojennej tradycji prezydenta Ignacego Mościckiego i do prezydentury profesora Lecha Kaczyńskiego”.
Pomysł i list Nowakowi wyraźnie schlebiają. Nazywa tę wiadomość największym zaszczytem, jaki go w życiu spotkał. – Od 10 kwietnia 2010 r., kiedy pod Smoleńskiem zginęło kilku moich przyjaciół i tyle innych, wspaniałych osób, współtworzących elitę naszego narodu, przyrzekłem sobie, że w przypadku wezwania do publicznej służby nie mogę się od niej już uchylać – odpisuje w podobnej stylistyce, ale kandydować nie będzie mu dane.
Twórczość epistolarna
Zamiast tego Nowak obsadza się w roli wnikliwego recenzenta działań PiS i ogólnie pojętej prawicy. W lutym 2015 r. ma przemawiać na konwencji Andrzeja Dudy, ale wystąpienie uniemożliwia mu (według wersji oficjalnej) choroba. Napisane na tę okazję przemówienie trafia jednak do braci Karnowskich, a ci publikują je w portalu wPolityce. Płynące z niego przestrogi – kreślone w typowej dla profesora, podniosłej konwencji – Nowogrodzka przyjmuje dość chłodno.
Po pierwsze – twierdzi Nowak – trwa wojna na śmierć i życie (nie dla Polski, bo Polska przetrwa, ale dla Prawa i Sprawiedliwości). Po drugie – postuluje – trzeba wskazać podobnego do Dudy, młodego, energicznego kandydata na premiera (czyli nie Jarosława Kaczyńskiego). Po trzecie w końcu – ostrzega – jeżeli partia walki nie wygra, kolejna rozegra się już inaczej (bez partii lub bez wyborów w ogóle). “Trzeba wygrać. Koniecznie. Cofać się nie ma dokąd. Przetrwać bez zwycięstwa nie można” – pisze historyk. Złośliwi powiedzą potem, że tezy wystąpienia dotarły do partyjnej wierchuszki zawczasu i to dlatego profesorowi niedane było wystąpić przed Dudą.
Echa tamtego listu wracają po niemal dekadzie, w lutym tego roku. Kiedy PiS liże rany po jesiennej porażce parlamentarnej, na łamach tak bliskiego Nowakowi dwumiesięcznika “Arcana” historyk publikuje list, w którym po raz kolejny wzywa do zmiany kierownictwa na prawicy. Jarosław Kaczyński – twierdzi – niestety nie sprostał już tej wielkiej odpowiedzialności, którą sam na siebie przyjął. Profesor wylicza całą listę błędów oraz zaniechań (niewyjaśnienie katastrofy smoleńskiej, zbyt późne powołanie komisji ds. wpływów rosyjskich, brak własnego ośrodka medialnego) i wzywa do zmiany w sztafecie pokoleń. Zdaniem Nowaka pałeczkę mieliby przejąć fighterzy, ludzie tacy jak Przemysław Czarnek czy Patryk Jaki.
List – pisany przecież z samego jądra intelektualnego PiS – wywołuje poruszenie. W swoich programach komentują go Rafał Ziemkiewicz oraz Paweł Lisicki, Łukasz Warzecha polemizuje z nim na łamach magazynu “Kontra”. Członek zarządu Klubu Jagiellońskiego Konstanty Pilawa docenia przekaz płynący z listu podsumowany zwięzłym: prawica albo będzie populistyczna, albo nie będzie jej wcale (czytaj – potrzebne nam konserwatywne tarany, a nie mrzonki o technokratycznej prawicy). Co ciekawe, dziś – kiedy Nowak podjął się misji wprowadzenia Karola Nawrockiego na salony – po liście na stronie “Arcanów” nie ma już najmniejszego śladu.
Tezy w nim zawarte krytykuje wtedy blogerka polityczna Kataryna: “Profesor Nowak, analizując osiem ostatnich lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, doszedł bowiem do wniosku, że PiS przegrało wcale nie dlatego, że w niepohamowanej pazerności na władzę, stołki i pieniądze przebiło każdy z poprzednich rządów i (prawdopodobnie) wiele kolejnych, ale dlatego, że było w tym za mało radykalne i niewystarczająco skuteczne“. Jeżeli taka jest diagnoza – zauważa publicystka – to znaczy, że nie tylko prezes stracił na prawicy słuch społeczny.
XIX-wieczna poetyka
Przez lata w pokojach PAN oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego profesor Nowak sumiennie lepi konserwatywne imaginarium. Podkreśla znaczenie dziejowe Polski szlacheckiej, akcentuje odwieczny konflikt z Rosją, wychwala rolę Kościoła katolickiego. Znacznie upraszczając: w europejskim oświeceniu widzi kontrę do chrześcijaństwa, obwinia je o późniejszy rozkwit marksizmu, dzisiejszy upadek Europy, która miałaby wstydzić się swojego najlepszego dziedzictwa: Szekspira, Dantego czy Moliera.
O twórczości profesora mówił dla “Gazety Wyborczej” prof. Piotr Osęka, podobnie jak Nowak afiliowany przy PAN. – Z jednej strony Nowak to w dalszym ciągu intelektualna klasa. Jak chce – ma świetne argumenty. Jednak ostatnio pałkarskie. Nigdy nie byłem wielkim fanem jego twórczości, a już w najnowszych czasach zaczął hołdować wizji dziejów jako kleju narodowej tożsamości. Jego zdaniem sens ma jedynie narracja szlachecka, chwalebna, apologetyczna. A kto uważa inaczej – ten zły.
Dostrzega to nawet prawica. Tom piąty jego monumentalnych “Dziejów Polski” zostaje skrytykowany na łamach Klubu Jagiellońskiego. Historyk Zbigniew Przybyłka nazywa je historycznym steam punkiem – połączeniem XIX-wiecznej poetyki i aksjologii ze współczesnym stanem badań.
Na niwie społecznej przez długi czas profesor – z pewnymi wyjątkami – zdaje się szukać porozumienia. Na kongresie obywatelskim w 2016 r. zauważa, że Polska to nie tylko dwa skłócone plemiona, ale też ci, którzy na sypanie sobie piaskiem po oczach patrzą z niesmakiem. Narzeka na polaryzację, apeluje o usypanie kopca zgody (choć według jego wizji patronem tego porozumienia miałby być Jan Paweł II), udziela obszernych wywiadów “Gazecie Wyborczej”.
W publicystyce nie wstrzymuje ręki. Przez lata publikuje w “Rzeczpospolitej”, “Gościu Niedzielnym”, “Gazecie Polskiej”. Z “Do Rzeczy” rozstaje się po serii antyukraińskich tekstów redakcji, dziś regularnie pisuje dla braci Karnowskich. Kilka nagłówków? “Moczarowcy z PO i Dyzma z Bydgoszczy”. “Powrót dyktatury ciemniaków”. “Bolszewiccy radykałowie chcą porzucić rozróżnienie na kłamstwo i fałsz”. W radiu WNET Nowak opowiada, że “takie media jak »Newsweek« i TVN kształtowały obraz Polski, jak by w niej było gorzej niż za Stalina”. Osobiście angażuje się w obronę aresztowanego pod licznymi zarzutami związanymi z Funduszem Sprawiedliwości księdza Michała Olszewskiego.
Wybiórcza troska o pamięć
Po publikacji ostatniego listu profesora Nowaka do obrony partii ruszają zagończycy. Gliński napomina, że to nierozsądne i nieodpowiedzialne dywagacje polityczne. “Potrzebujemy ciężkiej pracy i integracji wszystkich polskich patriotów wokół najbliższych wyzwań wyborczych!” – pisze, a profesor chyba bierze to sobie do serca.
24 listopada w wypełnionej biało-czerwonymi flagami sali “Sokoła” namaszczony przez profesora Nowaka Karol Nawrocki obiecuje zakończenie wojny polsko-polskiej. Zapewnia, że żyje jak zwykli Polacy – skromnie, ale zawsze godnie i zawsze z Polską w sercu. Obiecuje obronę wartości, przypomina, że “nie można ściągać krzyży w urzędach polskiej stolicy”. Zerkając na kartkę, snuje historię polskiego self-made mana. “Walcząc o polską pamięć i ją pielęgnując (…) W IPN przeszedłem drogę od szeregowego pracownika do jej kierowania” – opowiada.
W budowaniu tego mitu pomaga Nowak. Na chwilę przed wyjściem kandydata na scenę wspomina, jak poznał się z Nawrockim, ledwie siedem lat temu, kiedy odwiedzał muzeum II wojny światowej. – Już wtedy pokazał siłę charakteru, ważną dla obrony polskiej tożsamości, polskiej tradycji, pokazał troskę o tę tradycję i tożsamość, przywracając na tej ważnej placówce pamięci miejsce dla ojca Kolbego, dla rotmistrza Pileckiego, dla rodziny Ulmów. Miejsce, którego zabrakło w intencjach twórców pierwotnej wersji wystawy tego muzeum – peroruje historyk.
Znamienne, bo kiedy latem 2016 r. Jarosław Kaczyński dał sygnał do przejęcia muzeum, Nowak protestował. W liście otwartym napisanym wraz z Timothym Snyderem sprzeciwił się ingerencji w treść wystawy. Dopiero z czasem – już jako członek kolegium IPN – zmienił opinię. W Krakowie – stojąc ramię w ramię z krytykowanym przed kilkoma miesiącami Jarosławem Kaczyńskim – potwierdził tę wersję, która mogła przysłużyć się partii.
W ubiegłotygodniowym wywiadzie dla “Rzeczpospolitej” profesor przekonuje, że trwa przy swoim i zdania nie zmienił – jeżeli wspierany przez PiS kandydat nie wygra wyborów, Jarosław Kaczyński powinien odejść. – Ale, jak podkreśliłem, powtarzając teraz to sformułowanie w jednym z wystąpień publicznych: mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – zastrzega.
Pytanie tylko, czy jego wezwania ktokolwiek weźmie pod uwagę. Szczególnie w partii, w której miejsce profesorów Zbigniewa Krasnodębskiego czy Ryszarda Legutki zajęli Dominik Tarczyński czy Patryk Jaki.