Są wykształcone, majętne i niezależne. Ale jednocześnie poddawane olbrzymiej presji zamążpójścia i macierzyństwa. Urodzone w zamożnych domach i wychowane pod nadopiekuńczym parasolem rodziców oraz dziadków, nie odczuwały do tej pory nierówności wynikających z płci. Boleśnie zderzyły się z nią dopiero teraz – pokonując kolejne szczeble edukacji i kariery, gdzie wyraźnie faworyzuje się chłopców i mężczyzn. Jakby tego było mało, zgodnie z powszechnym mniemaniem, kobieta do 27. roku życia powinna mieć już męża i dziecko.
Co, jeśli do tego nie dojdzie? “Miejskie córki” zamieniają się wtedy w “shèngnǚ”, czyli “resztki”. Określenie przewrotne i pogardliwe, tym bardziej że fonetycznie słowo to brzmi tak samo, jak “sukces”
Kpiny z “resztek” to zresztą obowiązkowy element rządowej propagandy. Seksistowskie dowcipy to stały element części kabaretowej chińskich gali noworocznych (czterogodzinny program z okazji Chińskiego Nowego Roku ogląda co roku 1,14 mld ludzi).
W tym roku sceny komediowe rozgrywały się w Wuhanie, a ich tematem przewodnim była aranżacja małżeństwa. Oto 28-letnia kobieta, pracująca na rzecz walki z ubóstwem, poddawana jest presji rodziców, aby znalazła sobie męża. Kiedy w końcu przyprowadza mężczyznę do domu, rodzice oskarżają ją, że narzeczony został wynajęty (taki proceder faktycznie istnieje, cena takiej usługi to nawet 10000 RMB, czyli 5700 złotych!). Cynicznej bohaterce przeciwstawiony zostaje model Chinki idealnej – oddanej służbie, państwu oraz rodzinie.
Wolność
Ubrana w ciemnozielony płaszcz spięty mocno paskiem, by podkreślić wąską talię, z zawadiacko nasuniętym na czoło beretem i różową torebką z butiku Kate Spade, Zhao Xia wygląda jak wycięta z modowego magazynu. Zaczerwienione usta wykrojone w kształcie serca wyróżniają się na tle bladej, przypudrowanej mocno twarzy. Na obcasach biegnie do taksówki, która ma ją zawieźć na “szybką randkę”.
Zhao wie, że będzie miała zaledwie kilka minut, by oczarować mężczyzn, a kobieca konkurencja na miejscu będzie bardzo duża. Organizatorzy spotkania podkreślają, że tego wieczoru będzie można poznać Chinki wyłącznie z południa kraju, a to uważa się za o wiele bogatsze niż Mongolia Wewnętrzna, prowincje Heilongjiang, Gansu, Qinghai czy Autonomiczny Region Sinciang Ujgur. Mężczyzn rejonizacja nie dotyczy – stawia im się o wiele mniejsze wymagania i to ich głos jest decydujący.
Xia opowiada, że takie szybkie spotkania przypominają bardziej rozmowy o pracę niż randki – dla niej to zawsze stresujące doświadczenie. Mężczyźni z wielkich miast stawiają kandydatkom na przyszłą żonę wysokie wymagania dotyczące studiów, pracy, mieszkania, ale przede wszystkim atrakcyjnego wyglądu oraz młodego wieku.
Wśród mężczyzn w Chinach popularne jest nawet takie powiedzenie. 20-latka jest jak piłka do koszykówki – wszyscy o nią walczą. 30-latka jest piłeczką do ping-ponga, którą uderza się wte i wewte. 40-latka jest jak piłka do nogi, każdy może ją kopać. 50-latka jest jak piłeczka do golfa, im dalej zostanie uderzona, tym lepiej.
Presja
Po spotkaniu Xia na pewno wykona telefon do matki, która mieszka w Suzhou i na bieżąco dowiaduje się o sercowych kłopotach córki (a nawet zdarza się jej w nie ingerować). Ich głęboka relacja wśród Europejek mogłaby uchodzić za toksyczną, ale w Chinach zwierzanie się z intymnych historii rodzicom bywa czymś naturalnym.
Xia wie też, że jej problemy dotyczą rodziców bezpośrednio – małżeństwo to gwarancja ich bezpiecznej i pogodnej starości, o którą zatroszczą się dzieci i wnuki. Matka i ojciec młodej Chinki na co dzień spotykają się z krytyką społeczną w związku z tym, że ich córka nie założyła jeszcze gniazda i nie doczekała się dzieci. To dla nich utrata twarzy wobec krewnych oraz sąsiadów, tracą przez to w ich oczach, a w Chinach “twarz” ma olbrzymie znaczenie. Chińczyk, który ją traci — diūmiànzi — to człowiek pozbawiony honoru.
To między innymi dlatego wiele małżeństw w Chinach zawieranych jest pospiesznie, wręcz błyskawicznie, pod silną presją znalezienia partnera. Jeden z głównych chińskich serwisów randkowych — Zhen’ai — poinformował w 2017 roku, że statystycznie jego klienci w ciągu jednego miesiąca przechodzili z etapu randki do związku, a na ślubnym kobiercu stawali w okresie krótszym niż 100 dni. Zawarcie związku małżeńskiego w Chinach to bardzo szybka procedura składająca się z przygotowania dokumentów, pójścia do urzędu i obowiązkowego zrobienia fotografii na czerwonym tle, która przypomina współczesną wersję monidła.
Daje się wyczuć, że na Xia ciąży matczyny oddech na karku, ale młoda kobieta nie chce spełniać obowiązku wobec rodziny za wszelką cenę. Teoretycznie, mogłaby przebierać – żyjąc w Chinach należy do największej na świecie społeczności singli liczącej ponad 240 milionów, w tym jest ponad 34 milionów więcej samotnych mężczyzn niż kobiet. Większość z nich nie jest jednak w kręgu jej zainteresowań – są niewykształceni, pochodzą z małych miejscowości, nie mają własnych mieszkań.
Ślub
O takich, jak oni, Chińczycy mówią guānggùn, czyli “gołe gałęzie”. Nie mają żon ani dzieci, więc nie rozwijają świeżych pędów na drzewie genealogicznym. Niewykształceni, ubodzy i pochodzący ze wsi nie mają szans na znalezienie partnerki. W miejscach urodzenia na ich niekorzyść działa też proporcja — 130 mężczyzn na 100 kobiet w obszarach wiejskich (przy światowej średniej 103 mężczyzn na 107 kobiet). Nawet jeżeli znajdą wybrankę, wielu z guānggùn nie stać na ślub. Zgodnie z tradycją, to rodzina pana młodego kupuje mieszkanie lub dom oraz wręcza posag rodzinie panny młodej (wysokość to zazwyczaj około 20000 RMB, czyli ponad 11 tysięcy złotych).
Zdesperowani Chińczycy nie myślą więc o takich jak Xia i szukają narzeczonych poza granicami kraju. Najwięcej chińskich serc zapłonęło do tej pory uczuciem do obywatelek Wietnamu – poślubiono ich do tej pory ponad 100 tysięcy. Nawiązywaniu intymnych relacji sprzyja fakt, że samotni Chińczycy – częściej niż ich zamężni koledzy – decydują się na pracę za granicą.
Jednak nie wszystkie małżeństwa Chińczyków mają romantyczny początek. Wielu z nich korzysta z usług handlarzy żywym towarem i po prostu kupuje małżonki z Korei Północnej, Pakistanu, Birmy czy Wietnamu. Według chińskiego magazynu “China Reform” pośrednicy biorą średnio 4000 dolarów za znalezienie Chińczykowi żony. Trudno o dokładne statystyki, ale szacuje się, że aż 10 procent chińsko-wietnamskich małżeństw w obszarze przygranicznym zaczyna się od zakupu przyszłej małżonki.
Romans
Xia desperacko szuka męża, ale jednocześnie odrzuca myśl o założeniu profilu na jednym z chińskich portali randkowych. Tłumaczy, że mężczyźni nie szukają tam partnerek na lata, ale na jedną noc. Posiadanie “małej trzeciej”, czyli xiǎosān, jak mawia się o kochance, jest w Chinach społecznie akceptowane, choć nie należy się tym zbytnio afiszować.
Ma to swoje historyczne uwarunkowania – przez wieki status Chińczyka określała liczba kochanek czy konkubin, które posiadał. Począwszy od cesarza Gaozonga z dynastii Tang, który miał na swym dworze ponad 3000 konkubin, skończywszy na Mao Zedongu, który miał 4 oficjalne żony oraz niezliczoną rzeszę kochanek. Wśród rekordzistów wymienia się też byłego ministra kolejnictwa Liu Zhijun. Po jego zatrzymaniu w 2011 r. w mediach rozpisywano się o oszczędnościach wartych 50 mln dolarów, 374 zapisanych na niego nieruchomościach oraz “niewłaściwych zachowaniach seksualnych”. A tymi było utrzymywanie 18 kochanek, które ujawniła hongkońska gazeta “Ming Pao”.
Skoro nie portale randkowe, to może wirtualny chłopak lub kochanek? Wynajęci przez aplikację rozmówcy oraz sztuczna inteligencja z interaktywnych gier kupionych na Taobao (chińska platforma zakupowa) prawią już komplementy milionom samotnych Chinek (szacuje się, że 80 procent użytkowników to kobiety).
Jak to działa? Bardzo prosto. Klientka może oczekiwać od wirtualnego mężczyzny, by ten witał ją na dzień dobry, pytał o samopoczucie w porze lunchu, wysłuchiwał jej skarg na wykładowcę z uniwersytetu lub szefa w pracy i życzył dobrej nocy przed zaśnięciem. Cennik za symulowaną bliskość zaczyna się od kilku juanów za półgodzinną komunikację tekstową, do kilku tysięcy juanów za miesięczny abonament utrzymania kontaktu telefonicznego (od kilku złotych do kilku tysięcy złotych).
Przemoc
Przez przeszkloną witrynę widać jak Liujin Yu opłukuje we wrzątku porcelanowe czarki. Ma 28 lat i małego synka, który teraz kręci się po jej sklepie pełnym worków z czarną herbatą, czerwonych pudełek i papierowych tutek. Za chwilę przyjdzie jej ojciec, który od lat jest właścicielem sklepu na słynnej pekińskiej herbacianej ulicy Maliandao.
Przy naparze Yu wyznaje, że mąż już z nimi nie mieszka, został w prowincji Fujian, gdzie zarządza plantacją herbacianych krzewów. Małżonkowie, oddaleni od siebie o ponad 1800 km, widzą się zazwyczaj dwa razy – w lutym na Chiński Nowy Rok oraz w październiku, kiedy przypadają Święto Narodowe i tzw. Złoty Tydzień (obchody upamiętniające proklamację ChRL). W tym roku może być to niemożliwe – w związku z epidemią koronawirusa wprowadzono surowe obostrzenia. Powrót do miasta wiązałby się dla męża z odbyciem 28-dniowej kwarantanny.
Zdaniem Yu małżeństwo na odległość prowadzone na łączach WeChatu (chińskiego komunikatora) ma same plusy. — Nie kłócimy się zbyt często, szybko rozwiązujemy problemy, nie ma miejsca na agresję i brutalne zachowanie ze strony męża — wymienia jednym tchem.
Zapytana o to ostatnie, wyjaśnia, że to częsty problem chińskich małżeństw. Sprawdzam – przemocy doświadcza regularnie 90 milionów mężatek w Chinach. W raporcie opublikowanym przez Ogólnochińską Federację Kobiet można przeczytać, że spośród niemal 160 tys. Chinek, które rocznie popełniają samobójstwo, ponad połowa jest ofiarami przemocy w rodzinie. Według organizacji kobiety zgłaszają się na policję dopiero wtedy, kiedy liczba ataków przekroczy 35. Powszechny jest też pogląd, że przemoc to sprawa prywatna, do której obcy nie powinni się wtrącać – w myśl chińskiego powiedzenia, że “im mniej kłopotów, tym lepiej”.
Sprawa jest tak poważna, że – pomimo powszechnej cenzury – przedostaje się do kultury popularnej. Jak chociażby u chińskiej gwiazdy pop Tan Weiwei, która na albumie “3811” opowiada drastyczne historie chińskich żonobójców — między innymi mężczyzny z Hangzhou, który poćwiartował ciało żony i wrzucił je do szamba czy mężczyzny z Szanghaju, który przez 3 miesiące trzymał ciało żony w lodówce (ten ostatni został skazany na karę śmierci, którą wykonano w 2020 r.).
Feminizm
Walka z przemocą w rodzinie to ważny punkt współczesnego chińskiego feminizmu. Falę zainteresowania tematem zapoczątkowała w 2012 r. akcja trzech Chinek, które wyszły na ulice Pekinu w zakrwawionych sukniach ślubnych. Zdjęcia z mikroprotestu “krwawych narzeczonych” szybko obiegły chińskie media społecznościowe, choć część krytyków nazywało demonstrację “zbyt ekstremalną”.
Kolejny protest miał miejsce w roku 2015. Władze aresztowały wtedy “Feministyczną Piątkę” aktywistek, które przygotowały naklejki z treściami dotyczącymi równości płci oraz sprzeciwu wobec molestowania seksualnego, które miały pojawić się w pekińskich autobusach oraz metrze. Kobiety zatrzymano pod zarzutem “prowokowania zamieszek”. Sprawa pokazywała jednoznacznie, że odkąd Xi Jinping przyjął władzę w 2012 r., otwarte głoszenie idei feministycznych może być politycznie niebezpieczne.
Finałem takiej polityki było zamknięcie w 2018 r. z nakazu cenzury “Feminist Voices” — pierwszego w Chinach konta społecznościowego na Weibo poświęconego treściom kobiecym (działającego od 2009). Jego założycielka, liderka chińskiego ruchu feministycznego Lü Pin wyemigrowała z kraju i mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Co ciekawe Yu – choć sama prowadzi samodzielne życie z dala od męża – obrusza się zapytana o to, czy czuje się feministką. Uważa tę ideę za ordynarną, wywrotową i zagrażającą tradycyjnej chińskiej rodzinie. To dowód na to, że choć słynne powiedzenie Mao, że “kobiety podtrzymują połowę nieba” powinno mu sprzyjać, feminizm nie ma dobrej marki w Chinach. Powszechne są opinie, że chińskie feministki to antymęskie ekstremistki, które żądają bezwzględnej władzy, nie biorąc żadnej odpowiedzialności.
Kilka lat temu w chińskiej przestrzeni publicznej pojawiło się nawet określenie “wiejski feminizm” (tiányuán nǚquán). Nawiązuje to do frazy opisującej “wiejskiego psa” (zhōnghuá tiányuán quǎn), czyli rasę rodzimą dla Chin, ale nieczystą, skundloną.
Rozwód
Sytuacja jest skomplikowana również dlatego, że o rozwód w Chinach coraz trudniej. Temat przemocy domowej, o której chińskie feministki mówią od dekady, wrócił na początku 2021 roku wraz z wejściem w życie pierwszego w historii Chin kodeksu cywilnego, który uregulował kwestie małżeństwa, adopcji oraz dziedziczenia.
Najbardziej kontrowersyjny zapis dotyczy procedur rozwodowych. W kodeksie pojawił się zapis, że po złożeniu pozwu, każda z osób zainteresowanych może w ciągu 30 dni okresu ugodowego wycofać go bez zgody drugiej osoby. Chińscy politycy i rządowi eksperci tłumaczą, że głównym celem wprowadzenia okresu karencji jest ograniczenie liczby rozwodów, do których dochodzi pod wpływem impulsu. Ich zdaniem wiele par kłóciło się wieczorem, rano brało rozwód, a po południu już tego żałowało. Jak podają chińskie statystyki, w 2019 r. rozwiodło się 4,7 miliona osób (74 procent wniosków złożyły kobiety). I choć w tym samym roku małżeństwa zawarło 9,47 mln władza wie, że był to poziom najniższy od 13 lat.
Chińskie feministki zauważają natomiast, że wprowadzenie miesięcznego okresu, kiedy można odstąpić od rozwodu, podważa dotychczasową swobodę rozstań i lekceważy prawa ofiar przemocy. Katowanym kobietom będzie jeszcze trudniej uciec od oprawców.
— Jeśli mężczyzna nie chce rozwodu, ofiara przemocy domowej będzie musiała złożyć pozew. To wymaga czasu, a Chiny nie zapewniają wsparcia kobietom cierpiącym, nie ma dla nich domów opieki – zauważa Dong Xiaoying, prawniczka z Guangzhou i założycielka organizacji “Advocates for a Diverse Family Network”.
Nowe przepisy wywołały też oburzenie chińskiej opinii publicznej – w internecie pojawiło się ponad 600 mln komentarzy z hasztagiem sprzeciwu. Mało tego, wprowadzenie nowego prawa spowodowało, że w grudniu przed urzędami pojawiły się gigantyczne kolejki par chcących się jak najszybciej rozejść. O tym, jak może być to trudne, niech świadczy historia 63-letniej kobiety z prowincji Shaanxi, która przez blisko 40 lat doświadczała przemocy domowej. Sąd nie przychylił się do jej wniosku, ale zaapelował, by para spróbowała “lepiej się zrozumieć, docenić i szanować”.
Bezradność
Biorąc to wszystko pod uwagę, z takimi jak Xia oraz jej koleżanki,, komunistyczna partia ma duży problem.
Z jednej strony całe życie miłosne Chin odbywa się pod okiem partii – małżeństwo oraz dzietność od dziesięcioleci sterowane są przez rząd. W 1981 roku specjalnie podniesiono ustawowy wiek zawarcia pierwszego małżeństwa z 18 do 20 lat dla kobiet, aby ograniczyć tempo wzrostu populacji. Z takim centralnym planowaniem chińskich rodzin trudno się partii pożegnać. Minęło blisko 40 lat i w 2019 r. partyjny suwak przesunął się w dół, by w ten sposób zachęcić młodych do stanięcia na ślubnym kobiercu.
Z drugiej strony “miejskie córki” to filar chińskiej gospodarki opartej na konsumpcjonizmie. To właśnie je można spotkać w Pekinie na deptaku Wangfujing lub wśród butików najdroższych na świecie marek na Taikoo Li Sanlitun, gdzie kupują szminki Chanel, kostiumy Balenciaga i błyskotki od Swarovskiego. Jednocześnie partia ciągle się ich boi — uprzywilejowanie ekonomiczne oraz wykształcenie sprawiają, że stać je na podróże do Europy czy USA, gdzie mają okazję poznać świat zza czerwonego chińskiego muru i inną kobiecą perspektywę.
Co dalej? Na razie partia skupia się na działaniach mających zwiększyć wskaźnik urodzin. Stąd wprowadzenie polityki dwojga dzieci, zapewnienie dostępu do bezpłatnego usuwania wkładek wewnątrzmacicznych setkom milionów kobiet, które były poddawane kontroli urodzeń, czy medialna propaganda, mające na celu wywieranie presji małżeńskiej na “kobiety resztki”. Rządzący w Chinach próbują zaszczepić w umysłach Chinek, że tradycyjne wartości — znane już od Konfucjusza — to nic innego jak małżeństwo i macierzyństwo, podstawy do budowania harmonijnego społeczeństwa.
Wszystko to nie pociesza Zhao Xia – ma świadomość wielu trudności w znalezieniu mężczyzny swoich marzeń. Wyznaje, że czteroletnie poszukiwania drugiej połówki bardzo ją zmęczyły – każdy weekend to staranne przygotowania do aranżowanych spotkań i randek w ciemno oraz olbrzymi stres z tym związany. Rozkłada bezradnie ręce i pyta, co ma robić dalej.
Tekst pochodzi z lutego 2021 r.
Marta Zabłocka, Pekin