“Jakie to udawane” – myśli Arek. Że niby się ten skończony dupek przejmuje. Wcale się nie przejmuje. Ma w dupie życie Arka i jego rodziny. Jego kredyt i leasing. Jego pakiet rodzinny w Lux Medzie. Logopedę córki. I jej taekwondo dwa razy w tygodniu. Wszystko. Może i tak było, że Arek ostatnio nie dowoził. Ale przecież jeszcze kilka miesięcy temu na wyjeździe integracyjnym pili razem z szefem wódkę. – Arkos, ty to jesteś gość! – mówił, kiedy strzelali misiaczka, jak starzy kumple.
Potem Arek ma walk of shame. Idzie korytarzem, ludzie uciekają spojrzeniami. Cipciuś udaje zatroskanego. – Przykro, Arek. Bardzo przykro – wzdycha. Arek ma ochotę mu przyłożyć. Rozkwasić tę wymuskaną cipciusiową twarz.
– Czułem, jakbym się stał radioaktywny – mówi. – Wszyscy odwracali wzrok albo wzdychali, albo jeszcze gorzej: próbowali pocieszyć.
A tak naprawdę to pewnie myśleli: “Dobrze, że to nie ja”. Arkowi było wstyd. Zwolnili tylko trzy osoby. A przecież nie jest tak, że się nie starał.
– Po prostu mam gorszy czas – mówi w domu Dorocie i odwraca się na drugi bok. Bo miała ochotę na seks, a Arek miał ochotę zapaść się pod ziemię.
1.
Zaczyna się o ósmej rano. Dzwoni numer na pięćset. Potem na siedemset. Potem zastrzeżony. Łukasz wycisza dźwięki w telefonie. Przychodzi SMS (dwie głośne wibracje): “Panie Łukaszu, proszę nie unikać kontaktu”. Te wibracje jakby się chciały wbić mu w głowę. Łukasz wycisza wszystko. Scrolluje Instagram, ale zaraz przestaje, ze strachu, że przypadkiem odbierze. I się będzie musiał tłumaczyć. Że piąty miesiąc nie płaci rat w banku. Że od pół roku nie spłacił chwilówki. Od trzech miesięcy zalega z drugą. I jeszcze z trzecią. I za OC nie zapłacił, też dzwonią. Przychodzi pensja, mniejsza o tysiąc złotych. Chyba komornik. Łukasz nie wie za co, nie sprawdza. “Nie uda się z tego wyjść – myśli od rana do wieczora. – Zagrzebałem się na dobre”. Na koniec 2023 r. ma ponad sto tysięcy złotych długów. Zarabia osiem na rękę. Minus to, co komornik zabierze. Wyciąga stos listów ze skrzynki. Same wezwania do zapłaty. Nie otwiera.
– Kiedy toniesz w długach, czujesz, jakbyś uciekał przed pogonią – wzdycha Łukasz. – Telefon bez przerwy dzwoni, wibruje, świeci. Marzysz, żeby ktoś do ciebie zadzwonił z dobrą informacją, żeby się nagle okazało, że odziedziczyłeś pieniądze nie wiadomo skąd. Albo po prostu powiedział, że wszystko będzie dobrze i sobie poradzisz. Jesteś wściekły na samego siebie. Jak mogłeś do tego dopuścić? Bez przerwy towarzyszy ci wstyd. I strach, że się wszyscy dowiedzą, że jesteś dłużnikiem, i spadnie maska zaradnego gościa. A jesteś człowiekiem, któremu się życie wymknęło z rąk.
2.
Paweł budzi się na przystanku tramwajowym naprzeciwko Muzeum Narodowego. Telefonu, dokumentów i pieniędzy brak. Jest jasno i chyba już nie niedziela, bo za dużo ludzi. Udają, że nie patrzą. Paweł udaje, że nie istnieje. Strasznie mu się chce spać. Drugi raz budzi się, bo go słońce parzy w twarz. Wraca do domu. Jest poniedziałek, szesnasta. Wyszedł w piątek wieczorem. Ma koszmarnie pobitą twarz. Zakrwawione dłonie. Boi się otworzyć laptopa. Boi się patrzeć w lustro. Jest tyle telefonów do wykonania: trzeba zastrzec kartę i dokumenty, zablokować stary telefon, załatwić nowy. Napisać maila do pracy z jakimkolwiek usprawiedliwieniem. Paweł bierze trzy dwumiligramowe xanaxy. Zanim mu się wyłączy światło, przychodzi moment spokoju. “Wszystko jest dobrze, Pawełku. Jesteśmy bezpieczni” – mówi jego głowa. A potem robi się ciemno i Paweł znika.
3.
– Chciałbym pracować przy grach wideo – mówi Arek. Siedzą z Dorotą na balkonie i piją wino. Minął miesiąc, odkąd go zwolnili. Przez pierwszy tydzień wysłał kilkadziesiąt CV, odpowiadał na ogłoszenia, pisał maile. Nikt się nie zainteresował. Potem dopadła go depresja. “To koniec – szeptała mu w głowie. – Przeleciałeś do czterdziestki na farcie, a teraz się wydało, że jesteś, no kim? Nie-u-dacz-nikiem”.
Potem – nie wiadomo skąd – Arkos dostał zastrzyk energii. “Trzeba wszystko pozmieniać. Wszystko!” – obiecał sobie.
– Ale co ty byś robił przy tych grach? – pyta Dorota. Ona zawsze jest taka konkretna.
– Może PR? Piętnaście lat przepracowałem w PR. Albo dialogi bym pisał, zawsze miałem lekkie pióro. Albo questy wymyślał. Takie zadania, co gracz robi.
Dorota mówi, że to superpomysł. Arek dziękuje kosmosowi za to, że ma taką wspaniałą żonę.
Brat kumpla ze studiów pracuje w dużej firmie od gier. – Oni zawsze kogoś szukają – mówi kumpel. Załatwia mu rozmowę. Pytają o doświadczenie. Arek pyta, czy w grach, czy tak w ogóle. W grach.
– Nie mam i właśnie to może być moim atutem – przekonuje, bo wcześniej sobie przećwiczył tę rozmowę przed lustrem. – Mam świeże spojrzenie, jestem gościem z zewnątrz. I non stop gram na PlayStation.
Mówią, że się odezwą, nawet gdyby nie byli zainteresowani. Ale się nie odzywają. Arek czeka tydzień, dwa, a potem wpada w otchłań.
Czasem chodzi o to, żeby człowiek znalazł nadzieję na przeżycie 24 godzin. Nawet dwudziestu minut. Żeby warto było wstać z łóżka – Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka
4.
To dlatego, że wszystko podrożało. Żarcie droższe, rachunki wyższe, o ratach nie wspominając. A bank bez przerwy proponował: błyskawiczna pożyczka na bieżące wydatki, na marzenia mniejsze i większe, na wakacje i nowy samochód. Natychmiastowa decyzja, specjalna okazja. Dla najlepszych klientów. Łukasz najpierw wziął pięć tysięcy na laptopa. Potem dziesięć na aparat na zęby. Taki, co go nie widać. Potem trzy i jeszcze dwadzieścia, żeby skonsolidować ratę. Kupił skuter, żeby szybciej dojeżdżać do pracy. I wziął czterdzieści, żeby wyjść z długów.
Bank stracił zaufanie. Łukasz klika w aplikacji. Odmowa.
– Poczułem straszny wstyd. Jakby wszyscy mieli się dowiedzieć. To ten nieudacznik, co mu bank odmawia pożyczki.
Ale chwilówkę dają z pocałowaniem. I drugą. I trzecią, większą, żeby je spłacić. Okazuje się, że chwilówki wcale nie trzeba spłacać w trzydzieści dni. Owszem, będą dzwonić, pisać, w końcu straszyć, ale można ich te kilka miesięcy przetrzymać.
Chwilówki sprzedają dług firmom windykacyjnym. Łukasz czuje, jakby był w “Ściganym”. Tym, co go ścigają.
5.
– Jak opisać głód benzodiazepinowy? – Paweł się na chwilę zamyśla. – Piekło. Ciało wyje, mózg wyje, dłonie drżą, mięśnie bolą, lęk, strach, panika. Po prostu musisz łyknąć pigułkę. I za chwilę wszystko jest dobrze. Różnica między tymi dwoma stanami jest nie do opisania. Jakbyś w piętnaście minut przenosił się ze strefy wojny na najwygodniejsze wyrko świata. Pigułka staje się rozwiązaniem każdego problemu. Niemal natychmiastową ucieczką od wszystkiego. Nie ma życia bez benzo, bo benzo podłącza się pod każdy jego aspekt. Chcesz zasnąć? Pigułka. Chcesz się obudzić? Też. Chcesz pójść do pracy, na spacer, poleżeć na kanapie, spotkać się z przyjaciółmi? Musisz wziąć pigułkę.
Paweł idzie na terapię, kiedy jego partnerka zaczyna grozić, że odejdzie. – Nie wiem, co robisz, znikasz, wracasz pobity, a ja umieram ze strachu – mówi któregoś dnia spokojnym tonem. Paweł by wolał, żeby krzyczała. – Nawet nie wiesz, jakie to jest upokarzające. Wciągasz mnie do tego swojego obrzydliwego świata. A ja w nim nie chcę być. Więc w sumie to wypierdalaj.
I się wyprowadza. To Pawła na serio rusza. “That’s it” – mówi w myślach po angielsku. Od jutra zmieniamy wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. A potem się strasznie upija i bierze dużo pigułek. Budzi się na podłodze. Jest następny dzień, późne popołudnie. “Coś jest strasznie nie OK” – mówi do siebie, ale potem wypija dwa piwa, bierze dwumiligramowy xanax i zapomina o wszystkim.
6.
Arek nie może znaleźć pracy od sześciu długich miesięcy. Żyje w nieustającym, pogłębiającym się lęku; bez przerwy się przeziębia, bo mu odporność spadła; spadło też jego poczucie własnej wartości. Do zera. Tak samo jak libido. – Zmieniłem się w przerażone, wciśnięte w kanapę coś – mówi.
Żadna praca go nie chce. Pieniędzy nie potrafi zarobić. W sypialni – zero pożytku. Patrzyłem w lustro i mówiłem: nienawidzę cię. Umrzyj, zdechnij, zgnij, przepadnij. Gówno, gówno! Ale za każdym razem po takim wylewie nienawiści do samego siebie, jak już naprawdę myślałem, że jedyne, co mogę zrobić, to skoczyć z dachu, przychodził promyk nadziei. Jakbym miał diabła na jednym ramieniu i jakiegoś aniołka na drugim, jak w kreskówkach. Jeden mnie ciągnął na dno, a drugi powtarzał, że nie mogę się poddawać, że coś się na pewno odkręci, że muszę złapać jakąś perspektywę. Działało, ale tylko na chwilę.
W końcu Arek idzie na terapię, głównie po to, żeby uspokoić Dorotę. Żeby zobaczyła, że się stara. Że coś robi. Terapeutka mówi: “Przyjrzyjmy się temu twojemu aniołkowi”. Tej nadziei.
– Poczucie celu, sensu, nadziei sprawia, że nasz organizm uspokaja się, co obniża poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, który w nadwyżce bywa niszczycielski – mówi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz. – Zaczynamy mieć w sobie więcej równowagi, jesteśmy bardziej wyciszeni i nastawieni na działanie. Im bardziej pogodnie myślimy o przyszłości, tym bardziej organizm jest nastawiony na zdrowienie, uwalniają się zasoby zaangażowane wcześniej w próby radzenia sobie ze stresem. Poczucie nadziei i idąca za nim pogoda ducha u ciężko chorych osób, także onkologicznie, mogą powodować, że wyniki się stabilizują, a czasem nawet poprawiają.
Nadzieja, opowiada Kucewicz, podnosi jakość życia.
– Kiedy ją tracisz, tracisz sens, cel codziennego funkcjonowania. Osoba w kryzysie, jakikolwiek on by był, potrzebuje celu, żeby dawać sobie radę z każdym dniem. Są jednak sytuacje życiowe, w których może być bardzo trudno. Człowiek jest tak spowity lękiem, że nie widzi celu.
– Jak odzyskać nadzieję?
– Nie można przywracać na siłę albo sztucznie. Poppsychologia wkłada ludziom do głów, że mają zawsze wierzyć, każdego dnia być fighterami, że w ogóle w życiu z każdego kryzysu trzeba wychodzić szybko i bez namysłu. Poprawiamy koronę i idziemy dalej. Tymczasem wzbudzanie nadziei może być długotrwałym procesem, który zaczyna się od małych kroczków. Czasem chodzi o to, żeby człowiek znalazł nadzieję na przeżycie 24 godzin. Czasem nawet na dwadzieścia minut. Żeby chociaż przez chwilę poczuć, że może być lepiej. Może chociaż ten dzień będzie udany. Może tylko przedpołudnie. Szuka się z pacjentami powodów, dla których warto żyć, warto wstać z łóżka.
7.
– Dno osiągnąłem, kiedy co miesiąc na sporą część wypłaty wchodzili mi komornicy – opowiada Łukasz. – Przestało mi starczać do pierwszego, a nie było już żadnej instytucji, od której mógłbym cokolwiek pożyczyć. Stałem się regularnym klientem okolicznych lombardów.
“Tak ciężko pracuję!” – żali się w myślach. Do wypłaty jeszcze kilka dni, a on liczy, ile jedzenia może kupić za dziesięć złotych. Czy da się z tego przygotować posiłki na cały dzień. Czy kaszę mannę można robić na wodzie, żeby oszczędzić na mleku. Czy lepiej się naje trzema najtańszymi kajzerkami, czy jedną większą, ale droższą bułką.
– Długi stały się moim największym sekretem. Z nikim o nich nie rozmawiałem, czułem się tak strasznie winny i upokorzony.
W końcu poszedł na grupę wsparcia dla uzależnionych.
– Nie pierdol, chłopaku – mówi basem Wojtek. Po sześćdziesiątce, z marskością wątroby. – To znaczy gadaj, ile potrzebujesz, ja nie oceniam – na grupie nie wolno oceniać. – Ale nie mów, że jesteś gówno.
– A ja w płacz. Pomyślałem sobie, że Wojtek i ta grupa nieszczęśników, że oni nagle – obcy ludzie – stali mi się tak bardzo bliscy. Już po tym pierwszym spotkaniu pomyślałem, że muszę tam przychodzić, nie mogę przestać. Że w tym morzu gówna, którym stało się moje życie, znalazłem jedną dobrą rzecz. Przecież dalej byłem w długach. Ale poczułem, jakbym po raz pierwszy od wielu, wielu miesięcy wziął głęboki oddech. Jakbym się na chwilę przestał dusić. Tylko dlatego, że mogłem komuś opowiedzieć o swoich problemach.
– Nierzadko słyszę: “Nie mam żadnego powodu, by żyć, by się starać” – mówi Katarzyna Kucewicz. – One zwykle są, tylko trzeba ich poszukać na poziomie wartości. Czasem człowiek jest w takim mroku, że potrzebuje wsparcia farmakologicznego, żeby oczyścić głowę z depresji i czarnowidztwa, które są wynikiem zaburzonej biochemii mózgu. Jeśli nie mamy do czynienia z depresją, tylko z życiowym kryzysem, sytuacją, która się wydaje bez wyjścia, to warto praktykować uważność na to, co tu i teraz. Nie myślmy o wielkich życiowych projektach, nie fantazjujmy, że wszystko powinno być doskonale. Starajmy się być tu i teraz. I w codzienności szukajmy nadziei. Bo w gruncie rzeczy teraz to jedyny pewnik w życiu.
***
Arek był bezrobotny przez osiem miesięcy, ale w końcu znalazł pracę. Poszli z Dorotą na parę sesji terapeutycznych, bo i ją to wszystko w końcu zaczęło dojeżdżać.
– Jak to dobrze, że ty istniejesz, wiesz? – mówi jej, kiedy siedzą na balkonie i piją wino.
Jak dobrze pójdzie, za półtora roku Łukasz powinien zacząć wychodzić z długów. Zapewne już nigdy żadna instytucja nie pożyczy mu pieniędzy. No, trudno.
Tymczasem Paweł wraca do domu po wizycie u psychiatrki. – Musimy bardzo powoli schodzić z leków, bo szybko to będzie niebezpiecznie – powiedziała. Zaproponowała trzymiesięczne leczenie w placówce, ale Paweł się nie zgodził. Rozpisała plan na sześć miesięcy. W sześć miesięcy do zera. “Alkohol też pan musi odstawić”. “To się wszystko kwalifikuje na odwyk”. Poleciła kilka miejsc, dała namiary na terapeutów. Paweł powiedział, że musi pomyśleć.
– Bo potem co? Jak w życiu nie będzie już dróg ucieczki, żadnego ukojenia? – pyta sam siebie. Na razie nie odpowiada. Ale czasem gdzieś tam pojawia się głos, że może, może, aż strach to powiedzieć na głos. Że może jakoś to będzie.