W co Tomek powinien zainwestować?
— To zależy od sytuacji rodzinnej i ekonomicznej, wiedzy i świadomości finansowej oraz skłonności do ryzyka. Inaczej do inwestycji musi podchodzić singiel, który mieszka w mieszkaniu, które otrzymał od rodziców i ma dobrze płatną pracę, a inaczej małżeństwo z dwójką dzieci i hipoteką. Ważne też, ile mamy oszczędności, ile jesteśmy w stanie oszczędzać i jaką mamy wiedzę finansową, która w Polsce nie jest zbyt duża. Jeżeli stawiamy dopiero pierwsze kroki na tym polu, to nie powinniśmy rzucać się na zbyt ryzykowne inwestycje. Generalnie młodsi ludzie mają wyższą skłonność do ryzyka, ale pamiętajmy też, że każdy ma własne preferencje w tym zakresie. Niemniej czym bardziej ryzykowna inwestycja, tym wyższa oczekiwana stopa zwrotu. Potencjalne inwestycje możemy sprowadzić do kilku grup.
Wyjaśni pan?
— Po pierwsze, możemy komuś pożyczyć pieniądze i w zamian – za jakiś czas – otrzymać zapłatę. Tu najprostszymi przykładami są oczywiście lokaty bankowe, konta oszczędnościowe, obligacje Skarbu Państwa. Po drugie, możemy kupić coś, co przechowuje wartość, broni nas przed inflacją. I to mogą być nieruchomości, złoto, ale są też alternatywne opcje: drogie alkohole, metale szlachetne, dzieła sztuki czy nawet kolekcjonerskie klocki Lego. Po trzecie, możemy zostać współwłaścicielem czegoś, co generuje wartość, czyli stać się udziałowcem spółki notowanej na giełdzie.
I po czwarte, być może najważniejsze, można zainwestować w siebie, szczególnie jeśli jesteśmy w młodym wieku, co zaprocentuje wyższymi zarobkami w przyszłości. Nie jest tak, że pierwsze 10 tys. zł musimy od razu lokować w rynek kapitałowy, czasem lepiej zainwestować w kursy, szkolenia, języki.
Niezależnie od wszystkiego, bardzo ważna jest dywersyfikacja. Na pewno nigdy nie wkładałbym wszystkich oszczędności do jednego worka, bo żadna inwestycja nie jest w stu procentach bezpieczna.
Co wybrać na początek?
— Najczęściej ludzie w pierwszej kolejności sięgają po najbezpieczniejsze inwestycje: lokaty bankowe, konta oszczędnościowe, następnie obligacje Skarbu Państwa. To powinien być pierwszy krok: dostajemy wypłatę i część pieniędzy przelewamy na konto oszczędnościowe, które ma wiele zalet. Jestem przerażony tym, jak dużo środków Polacy trzymają na nieoprocentowanych kontach w bankach. Te pieniądze się wówczas marnują, ich wartość spada przez inflację. A mogłyby zarabiać w zasadzie bez ryzyka i bez wysiłku – choćby na niskooprocentowanych lokatach.
Naprawdę nie musimy czekać na jakąś większą kwotę, każda złotówka jest ważna. Konta oszczędnościowe mają wiele plusów: w każdej chwili możemy wypłacić pieniądze, nie tracąc odsetek. Jedynie czasem za drugą i kolejną wypłatę w miesiącu ponosimy opłatę, która ma nas zniechęcić do wybierania środków. Polecam też korzystać z promocji takich kont, bo banki, chcąc ściągać nowych klientów, oferują dobre oprocentowanie: 6-8 proc. przez 3-4 miesiące, a potem spada ono do standardowego, niskiego poziomu. Wtedy można przelać pieniądze do innego banku i znowu skorzystać z promocyjnego oprocentowania.
Czy fundusze inwestycyjne i obligacje, to opcja dla Tomka, który dopiero zaczyna inwestować?
— Nie łączyłbym tych dwóch rzeczy, ponieważ obligacje skarbowe są bezpieczną inwestycją gwarantowaną przez państwo, w zasadzie w pełni płynną — w każdej chwili pieniądze możemy wypłacić – choć potrwa to trochę dłużej niż wypłata z konta oszczędnościowego, bo kilka dni. Poniesiemy też opłatę za wcześniejszy wykup. Natomiast fundusze inwestycyjne, czy obligacje korporacyjne, wymagają pewnej wiedzy finansowej i doświadczenia. Polecałbym poczekać, aż się zgromadzi trochę większy kapitał, a nie lokować pieniądze w fundusze po przeczytaniu jednego artykułu.
Co oznacza “większy kapitał”?
— Na pewno dobrze najpierw zgromadzić poduszkę finansową, czyli kwotę 3 do 6 miesięcznych zarobków (w zależności od sytuacji rodzinnej i tego, kto kiedy czuje się bezpiecznie) na koncie oszczędnościowym, ewentualnie na lokacie. Życie jest nieprzewidywalne. Możemy stracić pracę albo potrzebować pieniędzy na nową lodówkę, bo stara się zepsuje, czy kosztowne leczenie u dentysty. Kiedy mamy tę kwotę zabezpieczoną, można zacząć myśleć o inwestycjach.
Zaskoczyły mnie ubiegłoroczne dane Eurostatu, według których w 2022 r. przeciętny mieszkaniec Unii Europejskiej zaoszczędził ok. 12 proc. dochodu. Ale Polacy – razem z Grekami – w tym zestawieniu wypadli najgorzej, bo wyszli na minus, czyli musieli sięgnąć po oszczędności lub pożyczki. Czy naprawdę jest tak źle?
— W zależności od badania wnioski mogą być różne. Ostatnio na przykład czytałem wyniki badania VeloBanku, gdzie nawet 3 na 4 Polaków przyznawało, że gromadzi oszczędności regularnie. Wprawdzie to niskie kwoty — poniżej 1000 zł — ale zawsze coś. Patrząc na różne badania — rośnie liczba Polaków posiadających oszczędności, choć nie są to duże sumy.
Niestety ciągle jest też sporo rodaków, którzy nie potrafią oszczędzać. Tak zarządzają budżetem domowym, że po prostu nie zostaje im już żadna nadwyżka. To błąd, uważam, że w niemal każdym gospodarstwie domowym można poczynić jakieś oszczędności. Odkładając 10 zł dziennie, mamy 3650 zł rocznie. A przez 30 lat to 109,5 tys. zł samych oszczędności, bez uwzględniania ewentualnego zysku z inwestycji.
Gdzie szukać oszczędności?
— Proponuję zacząć od tego, żeby sobie robić regularne zestawienie wydatków i dochodów, na przykład w Excelu. Musimy wiedzieć, ile zarabiamy i na co wydajemy. Wiele rodzin nawet nie zauważa, że pieniądze przeciekają im przez palce: marnujemy żywność, chodzimy do drogiego osiedlowego sklepu zamiast taniego dyskontu, mamy niepotrzebne subskrypcje. Często podaję przykład apteki — w miastach są tańsze i droższe, a wszędzie są kolejki. I naprawdę te same leki można kupić taniej.
Pomijam naprawdę trudne sytuacje na przykład: niepełnosprawne dzieci, jeden pracujący rodzic z niskimi zarobkami, ale w większości gospodarstw domowych można poczynić jakieś oszczędności. Wystarczy spróbować.
Według badań “Strategie finansowe Polaków” VeloBanku 73 proc. Polaków deklaruje odkładanie pieniędzy, ale tych, którzy robią to z myślą o zabezpieczeniu starości jest 17 proc. Mało.
— To smutne, że niewielu Polaków myśli o emeryturze. Każda młoda osoba powinna zalogować się na swoje konto w ZUS, by sprawdzić hipotetyczną emeryturę. Szacunki są brutalne — dzisiejsi trzydziesto— i czterdziestolatkowie otrzymają jakieś 25-30 proc. ostatniej pensji. W jeszcze trudniejszej sytuacji są kobiety, które krócej pracują i dłużej żyją na emeryturze (mają niższy wiek emerytalny, częściej korzystają z urlopów wychowawczych i macierzyńskich). Przez co często niestety będą otrzymywać minimalną emeryturę, która – dla porównania – dzisiaj wynosi niecałe 1800 zł brutto. Dlatego warto skorzystać z programów, które ułatwiają oszczędzanie na emeryturę.
Na przykład z PPK, czyli Pracowniczych Planów Kapitałowych.
— Jest i PPE, IKE, IKZE. One mają wiele zalet – są preferencyjne sposoby opodatkowania, dodatkowo w PPK występuje dopłata od państwa i pracodawcy. Często jedynym warunkiem w tych programach jest po prostu utrzymanie pieniędzy do osiągnięcia odpowiedniego wieku. Na przykład jeśli mamy konto IKE Obligacje i wcześniej wypłacimy pieniądze, to naszą jedyną stratą będzie zapłata podatku Belki, z którego – jeśli dotrwamy do wieku okołoemerytalnego określonego w ustawie – jesteśmy zwolnieni. Dla formalności dodam, że występuje też minimalna opłata za prowadzenie konta, którą jednak bardzo szybko zrekompensują odsetki.
Smutne jest, że tak mało Polaków uczestniczy w tych programach. W PPK oszczędza 3,5 mln rodaków, w IKE — niecały miliona, w IKZE — to nawet niecałe pół miliona.
W PPK część Polaków decyduje się na wcześniejsze wypłaty, chociaż dobra informacja jest taka, że po wybraniu pieniędzy oszczędzają dalej.
— Na pewno bardziej opłacalne jest uczestnictwo w programie i regularne wypłaty, niż całkowity brak udziału. To świadczy o pewnej racjonalności tej części Polaków.
Natomiast najbardziej korzystne jest po prostu zapisanie się do PPK, doczekanie do emerytury i poprawa jakości życia na starość. Wtedy zachowujemy wszystkie dopłaty, które dodatkowo z biegiem lat zapewnią nam efekt “kuli śnieżnej”.
Natomiast problem z oszczędzaniem w Polsce jest taki, że kilka wydarzeń mocno zniechęciło rodaków do oszczędzania na emeryturę: afery Amber Gold i GetBack, niejasne zmiany zasad w OFE, czy nawet nieszczęsne fundusze obligacji, które miały być bezpieczną inwestycją dla seniorów, a zabrakło wystarczającej kampanii informacyjnej o tym, że kiedy wzrosną stopy procentowe, to takie fundusze mogą czasowo przynosić straty. To wszystko nadwyręża nasze zaufanie do odkładania pieniędzy z myślą o przyszłości.
To jak przekonać do oszczędzania trzydziestolatków, którzy dziś wolą odkładać na kolejne wakacje albo nowy samochód?
— Daleki jestem od tego, żeby zachęcać do życia jak asceta, bo to nie o to chodzi. Jak najbardziej powinniśmy spełniać marzenia: pojechać na wczasy, zjeść w restauracji na mieście, kupić sprzęt elektroniczny. Natomiast dobrze, gdyby udało się jakąś część zarobków regularnie odkładać. Można to nawet zautomatyzować i np. przelewać choćby 10 proc. pensji co miesiąc na konto oszczędnościowe, czy skorzystać z oferowanej przez banki opcji zaokrąglania każdej transakcji i przekazywania kwot do specjalnej skarbonki. Dobrym pomysłem jest też odkładanie części każdej otrzymanej podwyżki, bo to najmniej uderzy w budżet gospodarstwa domowego. Nie chodzi o to, żeby rezygnować ze wszystkich przyjemności, tylko żeby spróbować znaleźć tańsze substytuty. Ewentualnie zautomatyzować proces oszczędzania, żeby mimo wszystko coś udało się zaoszczędzić, a potem te pieniądze zainwestować. Powtarzam – efekt “kuli śnieżnej” i procent składany spowoduje, że zamienimy regularne odkładanie i inwestowanie małych kwot na całkiem przyjemny kapitał w przyszłości.
W jakim wieku Tomek powinien zacząć oszczędzać na emeryturę?
— W zasadzie od kiedy zaczyna pracę i ma taką możliwość. W razie czego możemy z tego zrezygnować, a jednak w jakiś sposób regularne wpłacanie trzyma nas w dyscyplinie. Czym szybciej zaczniemy ten proces, tym dłużej pieniądze będą na nas pracować.
Im szybciej tym lepiej?
— Zgadza się, bo życie jest nieprzewidywalne. Są lepsze okresy, w których zarabiamy nawet ponad nasz potencjał i wtedy powinniśmy odkładać, są też gorsze okresy, kiedy będziemy musieli spłacać wcześniej zaciągnięty dług. Co jakiś czas na świecie wybuchają też kryzysy. Nie wiemy, co się stanie, więc jak najbardziej powinniśmy oszczędzać, tylko nie odbierając sobie też przyjemności. I naprawdę zachęcam, by zalogować się na swoje konto ZUS i zobaczyć prognozowaną emeryturę. To otrzeźwia.
A co jeśli ktoś jest już dawno po czterdziestce i nigdy wcześniej nie myślał o przyszłości, a teraz zajrzał na to konto i jest przerażony.
— Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć oszczędzać, choć czym człowiek jest starszy, tym powinien wybierać bezpieczniejsze inwestycje, być może ograniczyć się do obligacji skarbowych, lokat. Na pewno nie powinien jednak trzymać wszystkich pieniędzy na nieoprocentowanym rachunku, a już na pewno nie w domu pod poduszką.
Powiedzmy, że Tomek ma już większą gotówkę i myśli o zainwestowaniu w mieszkanie. Czy to jest dzisiaj dobra forma zabezpieczenia starości?
— Nieruchomości uchodzą za aktywa dobrze chroniące przed inflacją, można z nich czerpać dochód z najmu. Natomiast były lata, kiedy opłacały się bardziej, bo obecnie obligacje Skarbu Państwa są na tyle dobrze oprocentowane, że dochód z wynajmu z mieszkania często jest z nimi porównywalny lub nawet mniejszy. Do tego dochodzi cały proces wynajmu, ewentualnego użerania się z niepłacącymi wynajmującymi, samodzielne rozliczanie podatków. Nie możemy też zapominać, że jesteśmy krajem przyfrontowym…
… i mieszkania w razie czego nie możemy spakować do plecaka?
— Nie możemy spakować ani nawet ubezpieczyć od wojny. Nieruchomości są też mało płynne. Mieszkanie może być warte 400 tys. zł, ale to nie znaczy, że jutro mogę mieć na koncie te pieniądze. Jeżeli będziemy chcieli szybko spieniężyć nieruchomości, to będziemy musieli zaakceptować znaczną obniżkę ceny. Natomiast Polacy mają specyficzny stosunek do nieruchomości. Przez naszą dużą potrzebę posiadania własnego mieszkania, to często właśnie nieruchomości są pierwszym krokiem inwestycyjnym.
Wspomniał pan też o inwestowaniu w przedmioty: klocki Lego, alkohole, możemy też kupować sztabki złota.
— Złoto faktycznie jest uważane za aktywo chroniące przed inflacją. Jest znane na całym świecie, występuje w ograniczonej ilości, nie można go w żaden sposób dodrukować. Jest łatwe do przeniesienia, jeżeli zainwestujemy w fizyczny kruszec. Złote monety można spakować w plecak i spieniężyć gdziekolwiek na świecie. Jednak warto pamiętać, że złoto nie przyniesie nam żadnych odsetek, jak choćby wynajem mieszkania, trzeba pomyśleć o jego bezpieczeństwie (np. skrytka bankowa lub sejf), a w przypadku turbulencji na świecie będziemy musieli liczyć się z zapłaceniem wyższego spreadu [różnica pomiędzy ofertą kupna i ofertą sprzedaży – red.] za spieniężenie tego kruszcu.
To kiepska opcja dla trzydziestolatka?
— Na pewno nie warto kupować złota, stawiając pierwsze kroki inwestycyjne. Jakaś część portfela w złocie może być dla kogoś dobrym rozwiązaniem, ale jeżeli ktoś zgromadził powiedzmy pierwsze 10 tys. zł, to nie powinien od razu biec po złotą monetę. Dopiero z większymi oszczędnościami można w ogóle myśleć o czymkolwiek innym niż bank.
Natomiast jeżeli ktoś realnie wierzy, że zaatakuje nas Rosja, będzie wojna, to faktycznie wszystkie inwestycje w złotówkach będą wtedy obarczone ryzykiem. Nieważne czy będziemy trzymać pieniądze w banku, czy w obligacjach skarbowych, to złotówka straci na wartości. Jeżeli ktoś faktycznie ma takie obawy, to jak najbardziej powinien myśleć o dywersyfikacji w walutach obcych albo o złocie.